

10 seriali, które są nam wyjątkowo bliskie
Witajcie. Korzystając z nieobecności Pani Gospodyni, postanowiłem uraczyć Was ponownie swoimi wypocinami. Kolejny raz nieksiążkowymi. W poprzednim wpisie recenzującym serial Outlander wykazaliście zainteresowanie łechtające moje ego tematem seriali, postanowiłem zatem na chwilkę zastąpić żonę i pokazać Wam, co Monia i ja robimy poza codziennością, czytaniem, słuchaniem muzyki i graniem. Otóż moi drodzy, oglądamy seriale. Dużo. Dość płynnie. Kończąc jeden sięgamy po kolejny. Dzięki temu mamy rozeznanie w rynku, oglądamy rzeczy z poza mainstreamu, choć i Grę o Tron oglądamy, nawet z jakąś tam przyjemnością. Poniższa lista będzie raczej losowa, nie „od do” i znajdują się na niej seriale nam drogie, takie które kochamy, nie najlepsze jakie widzieliśmy.
Gotowe na Wszystko (2004)
Perypetie wyjątkowych kur domowych znają chyba wszyscy. Dla nas to był jeden z pierwszych namiętnie oglądanych wspólnie seriali (waham się ze Skazanym na Śmierć). Był to serial dość pikantny jak na swoje czasy, przyjemnie zabawny, niegłupi. Chyba również był to pierwszy serial (jaki pamiętam), który miał typowe cliffhangery, takie dość wkurzające ale zdecydowanie hypujące na kolejne odcinki. Toteż dobrze to jest oglądać ciągiem po czasie 😉
GLEE (2009)
Prawdziwy gulity-pleasure w tym zestawieniu. Nie do końca wiem dlaczego, ale tego serialu się z nieznanego mi powodu wstydzę. Serial opowiada o szkolnym nauczycielu języka hiszpańskiego, który postanawia przywrócić tradycję i uruchomić w szkole chór. Brzmi sztampowo, jak jakiś StepUp wokalny. Glee jednak jest serialem misyjnym, poruszającym wiele ważnych i kontrowersyjnych problemów społecznych, stereotypów czy moralnych dylematów. Przez to dla wielu serial może być kiczowaty, bo faktycznie taki jest. Coś jednak sprawia, że się go kocha, nawet przez słabsze momenty. Przeogromnym atutem opowieści są jej postaci. Niezwykle wyraziste, zróżnicowane pod każdym względem, charakterystyczne. Nie będzie Wam się tutaj nikt mylił, jak Aragorn z Boromirem we Władcy Pierścieni (bo oni się mylą przy pierwszym oglądaniu, nie?). Mamy tutaj tęgą murzynkę o niesamowitej skali wokalnej, typową gwiazdę wszechstronnie uzdolnioną, najpiękniejszą, najwybitniejszą, homoseksualnego chłopca o niesamowitym głosie w skali kontratenor, szkolnych sportowców, cheerleaderki, chłopaka na wózku o ciepłej barwie głosu, jąkającą się japonkę czy szkolną lalunię. Wszyscy oni odnajdują wspólny język, przechodzą metamorfozy mentalne i wokalne. Mamy też najprzyjemniejszego, najcieplejszego złośnika antagonistę w postaci trenerki cheerleaderek, która robi wszystko żeby zniszczyć klub, tłumacząc to dbałością o jego rozwój. Nikogo nie zaskoczę zapewne, że Glee ma przezajegenialną ścieżkę dźwiękową, która do tej pory stanowi równoważnię 300 piosenek dla mojej playlisty rockowo-metalowej. Mamy tu przekrój muzyki pop i scenicznej, bardzo często we własnej aranżacji lepszej niż oryginały. Można się zastanawiać czy to muzyka opowiada historię fabularną czy do fabuły są dopasowane trafne utwory, ale to kawał dobrego serialu który gra w Waszej duszy przez kilka lat po zakończeniu emisji. Glee dostarczy Wam wiele wzruszeń, nauczy otwartości umysłu i wszelakiej tolerancji i da niezłego muzycznego kopa!
Supernatural (2005)
Dean i Sam Winchester to bracia o nietypowej historii. Ojciec poluje na potwory, matka zabita przez demona. Trochę patologia ale MOPS w stanach działa chyba gorzej niż u nas. Od dziecka szkoleni na obrońców ludzkości, pełną gębą wywiązują się ze swojego przeznaczenia. Historia zaczyna się od polowań na typowe miejskie legendy, potwór w lesie, Krwawa Mary itp. Z czasem jednak pojawiają się wątki sezonowe, coraz poważniejsze wyzwania, bo jak potwory to i wampiry, jak wampiry to i demony, jak demony to i diabły i tak coraz głębiej. Czwarty i piaty sezon to dla mnie prawdziwy majstersztyk. Serial jest również ukłonem w stronę klasyki gatunku, jak choćby Archiwum X. Są „Monster of The Week”, nawiązania, smaczki mniejsze i większe z popkultury (polowanie na Edwarda ze Zmierzchu) itp. Krew leje się na ściany hektolitrami, ale w ten bezpieczny sposób, taki PEGI 12+, zabawny i pozbawiony przemocy. Pełno tu autoironii, easter egów, epickich momentów jak i odcinków z czapy, groteskowych, parodiujących. Chłopaki tańczą wolne kawałki disco z kosmitami, grają w telewizyjnej telenoweli czy przeżywają dzień świstaka. Supernatural wyróżnia bardzo dobrze opracowana mitologia w późniejszych sezonach (3+) oraz muzyka, łagodnie rockowa, z motywem wyciskającym łezkę z oka „Carry on my wayward son” w odcinkach przedfinałowych każdego sezonu. Uwielbiam też poczucie humoru bohaterów oraz ich dystans do samych siebie. Przypominam również, że ten serial ma 13 (!!!) sezonów i nadal, mimo gorszych sezonów, wracam do niego z niebywałym sentymentem. Jest to też serial lekki, łatwy do przyswojenia choć ekscytujący, polecam zatem jako odmużdżacz.
Dragon Ball Z/Kai/GT/Super (1989-1996)
Jest to naleciałość mojego dzieciństwa i do tej pory nie wiem jak udało mi się wkręcić Monię w te serie, a w całości wszystkie 500 odcinków (+współczesne) oglądaliśmy (UWAGA) DWA RAZY 😉 Historia opowiada o ambitnym przybyszu z innej planety o imieniu Goku, który przyleciał na naszą planetę aby ją zniszczyć. Należy on do dumnej rasy Saiyan, którzy podbijają wszechświat. Wylądował jednak dość twardo, uderzył się w głowę, i jako normalne dziecko został wychowany przez mistrza sztuk walki Gohana w pustelni wysoko w górach. Goku (S0ngo w polskim tłumaczeniu) to chłopiec bardzo ambitny choć nieogarnięty, nieokrzesany (z czego z wiekiem nie wyrasta) z niesłychaną chęcią bycia najsilniejszym. Pewnego dnia w jego rejony lasu trafia Bulma, młoda dziewczyna o IQ Einsteina, która ruszyła w świat w poszukiwaniu tytułowych Smoczych Kul, spełniających dowolne życzenie po ich zebraniu. Jednak wbrew pozorom serial nie opowiada o przygodzie z tym związanej. Bardzo szybko twórcy dostrzegli większy potencjał w ambicjach Goku zostania mistrzem sztuk walki niż obieżyświata, i bajka poszła w kierunku sagi bitewnej. Dodajmy, że bardzo dobrze opracowanej pod względem animacji, rysunków, zwłaszcza jak na swoje lata. Goku zawsze ma przed sobą silniejszego przeciwnika, co drugiego udaje mu się przeciągnąć na swoją stronę (oczywiście po jego pokonaniu), tak więc paczka szybo się powiększa. Obecne odcinki, które wystartowały po kilkunastu latach przerwy około 120 tygodni temu 🙂 na tyle mnie (nas?) pochłonęły, że premierowe odcinki oglądam na żywo z Japonii z soboty na niedzielę o 3 w nocy, czasami nie czekając na napisy jak odcinek jest dobry. Rano po przebudzeniu oglądam jeszcze raz z napisami i wieczorkiem wspólnie z małżonką po raz kolejny 😉 Wychowałem się na tym serialu jako dziecko. Pamiętam jak biegłem ze szkoły, bo 0 15:00 były dwa odcinki na RTL7, które musiałem nagrać na VHS. Czegoś mnie nawet ten serial nauczył, może ambicji, może zaufania w przyjaźń (co później życie zweryfikowało).
Death Note 2006
Kolejne anime i tylko w wersji anime proponuje to oglądać, żadne kupy z Netflixa. Jest to serial nie tylko dla nas sentymentalny ale i bardzo dobry. Młody japoński uczeń wchodzi w posiadanie tytułowego Notatnika Śmierci, mitologicznego narzędzia bogów służącego uśmiercaniu ludzi. Nasz protagonista postanawia użyć go do czynienia dobra, jednak dość szybko ulega pułapce własnych ambicji planując unicestwienie całego zła na świecie. Nagłe i niewyjaśnione zgony przestępców szybko przyciągają uwagę zarówno służb policji japońskiej jak ich międzynarodowej. Zostaje powołana grupa śledcza, na której czele stoi najlepszy, anonimowy detektyw świata – „L”. Słuchajcie (czytajcie?), to w jak wspaniały, wyszukany sposób Ci dwaj bawią się w kotka i myszkę to prawdziwe mistrzostwo. Zarówno L jak i nasz protagonista są ludźmi wyjątkowo i ponadprzeciętnie inteligentnymi, sprytnymi, kreatywnymi, chłodno wykonującymi swoje plany i pewnymi tego, że to właśnie oni są jedyną słuszną sprawiedliwością. Ciekawym aspektem jest również podział społeczeństwa na wyznawców i przeciwników owej sprawiedliwości. Akcja rozpędza się bardzo szybko, zaskakująco, trzymając w niezwykle silnym napięciu. Serial składa się jakby z dwóch sezonów, i niestety drugi jest ociupineczkę gorszy od pierwszego, być może przez ogólną wtórność pomysłów. Polecam szczerze obejrzenie tego anime, nawet osobom które nie miały dotychczas kontaktu z „japońskimi bajkami” 😉
Castle 2009
Teraz coś zupełnie z innej beczki. Prosta z pozoru historia jakich pełno w telewizji ostatnio. Znany pisarz kryminałów Richard Castle dołącza do pięknej Pani Detektyw Beckett i pomaga jej rozwiązywać sprawy morderstw w NY. Ona świetna, ambitna, piękna i profesjonalna. On dziecinny choć inteligentny, szarmancki, rodzinny. Co w tym wyjątkowego? Ludzie. W tym serialu nie ma postaci, której by się nie kochało, która by mogła irytować. Wszyscy stanowią niezwykle zgraną ekipę, uzupełniają się wzajemnie i z czasem budują wręcz rodzinne więzi (tzn. takie pozytywnie rodzinne, jak w filmach na Święta). Mimo, że chyba w każdym odcinku popełniane jest morderstwo, serial można by nazwać familijnym, bo przez wyjątkowe, bystre poczucie humoru, relacje bohaterów i coś magicznego co się dzieje pomiędzy, rozpala w sercu niesamowite ciepło. Tak szczerze, nawet was nie będzie interesowało kto faktycznie zabił tym razem, bo nie to jest tu najważniejsze. Jest to tylko tło fabularne dla przyjemności oglądania tych ludzi. Kiedyś nawet wspólnie zdecydowaliśmy, że jest to serial, który moglibyśmy oglądać w nieskończoność. Nie potrzebne są zawiłe wątki przewodnie, spiski, antagoniści. Ot zwykła rutyna, od morderstwa do morderstwa, istna sielanka wprawiająca w dobry nastrój i kojąca ewentualne emocje dnia codziennego. Wspomnieć również należy, że w pierwszych opowiadaniach Moni, publikowanych dawno, dawno temu na MyStory, sporo było inspiracji tym serialem 😉
Sons of Anarchy 2008
Twardziele z motocyklowego gangu sprzedający narkotyki i broń w topce Moni? Noooo, zdecydowanie! Jest to kolejny serial wyróżniający się niesamowitą ścieżką dźwiękową w stylu country-rocka, blues-rocka i gatunków zbliżonych. Bardzo wyraziści bohaterowie, bardzo wyrazista i bezkompromisowa fabuła udająca niezwykle brutalną i twardą. Tak naprawdę to historia miłości. Miłości matki do syna, syna do ideałów ojca, ojca do swoich dzieci, członka gangu do swoich współbraci. Serial nie idzie na kompromisy, czasami jedzie po bandzie, sięga po Twoje uczucia żeby je zgnieść lub w chwili beznadziei uratować w ostatniej chwili. Coś jednak sprawiło, że wspominając ten serial nie mam obrazu brodatego samca z butelką w jednej a pistoletem w drugiej ręce a obraz jego matki, Peggy Bundy 😉 Katey Sagal stworzyła niezwykłą rolę matki, tak bardzo różną od obrazu z którego możecie ją kojarzyć, która zrobi wszystko dla dobra swojego dziecka. Ma ona przyrodzenie większe niż cała zgraja tych gangsterów razem wzięta i słowo rodzina znaczy dla niej więcej niż można przypuszczać. Dodać należy, że Katey Sagal razem z zespołem Forest Rangers jest współtwórcą sporej kolekcji piosenek ze ścieżki dźwiękowej. Tak, Peggy Bundy śpiewa, i to całkiem nieźle. Na koniec dodam, że serial kończy się pięknym finałem, w nostalgicznej oprawie dźwiękowej, który daje niespotykaną na rynku seriali dozę satysfakcji.
Archiwum X 1993
Kolejny klasyk klasyków do którego zostałem ewidentnie namówiony przez moją małżonkę. Wiadomo, pojedyncze odcinki widziałem wcześniej, fabułę znałem, całość kojarzyłem. Jednak przed obejrzeniem tego czegoś, co potocznie i błędnie nazywa się współczesną kontynuacją i powrotem tego serialu, chciałem poznać tą historię jako całość. Przyznam szczerze, że od pierwszego odcinka byłem bardzo miło zaskoczony poziomem realizacji i mitologią. Spodziewałem się długiego rozkręcania a serial trzymał swój poziom od samego początku. Dodatkowo obecnie znaleźć można wersje zremasterowane, w fullHD z lektorem, co dla odbiorców współczesnych tę podróż w czasie mocno ułatwia. Serial odniósł sukces bo trafił w swoim czasie na bardzo podatny grunt wierzenia ludzi w teorie spiskowe. Dzięki temu grupa odbiorców była niebywale oddana, bo serial pokazywał im niejako prawdę tego, jak świat wygląda w ich oczach. Dodatkowo bardzo przyjemnie wyłapywało się inspiracje dla późniejszych produkcji, choćby wspomnianego Supernatural. Na internecie mówi się, że serial się skończył jak odszedł z niego Dawid Duchovny, około dwa sezony przed końcem emisji. Ja uważam, że z nowymi aktorami serial był równie dobry, choć inny, bo nie starali się oni stworzyć nieudolnej podróbki postaci które zastępowały a zupełnie własne, wyraziste i dobrze oddane. Nowego, współczesnego sezonu nie omówię, zróbmy tu minutową pauzę ciszy…

Jedyny polski w zestawieniu, taki niewinny, taki naiwny, taki kochany i słodki, znowu z dobrą muzyką. Oglądaliśmy to w bardzo spokojnym okresie naszego życia, równie beztroskim jak ten serial. Pewnie stąd też tak ciepłe wspomnienia. Odcinki potrafiliśmy oglądać całą noc, do białego świtu, wymieniając się na stepperze do ćwiczeń co odcinek 😉 I te westchnienia… co ten głupi Piotr robi, jak zareaguje Magda, kiedy w końcu będą razem… ani to serial wybitny, może przeciętny, ale trafił tak fajnie w nasze życie i tak pięknie mi się go teraz idealizuje w swoich wspomnieniach!
Breaking Bad / Better Call Saul!
No i na koniec gruba rura. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto jest zbyt szczęśliwy w swoim życiu 😉 Niemłody, szkolny nauczyciel chemii dowiaduje się, że choruje na raka. Nie chcąc zostawić swojej rodziny z niczym, bo przecież nic nie osiągnął, postanawia zbratać się z drobnym dealerem narkotyków i produkować dla niego niezwykle wysokiej jakości narkotyki. Odnajdując się w nowej roli, musi zachować maskę przed swoją rodziną, bo jego szwagrem jest agent DEA. Jest to serial dramatyczny, cholernie dobry, ciężki (zwłaszcza w pierwszych odcinkach), groteskowy, niespieszny, z bardzo charakterystycznymi zdjęciami i pracą kamery. Nie ma tu słabszych momentów, całość jedzie niczym lokomotywa, ciężka, ogromna co pot z niej spływa. O dziwo, nie kojarzę tutaj wcale muzyki. Jestem prawie pewny, że jej w serialu nie ma. Zamiast tego są pejzaże, dźwięki przyrody, miasta i to one budują niepowtarzalny klimat serialu. Better Call Saul! to spin-off historii. Nie tylko uniwersum jest tu wspólne ale również część bohaterów, klimat i ta magiczna pracy kamery, dzięki której od razu poczujecie się jak w chorym domu Breaking Bad. Szczerze polecam jeśli lubicie znęcać się nad sobą, lub nie macie problemów i jest Wam zbyt lekko w życiu 😉
Całość należy jakoś podsumować. Pisząc te opinie zauważam pewien wzór. Nie przyciągają nas blockbustery, murowane hity. Serial nie musi być dobry, abyśmy mogli go pokochać. Cenimy sobie przywiązanie do bohaterów, wynikające z tego ciepło wspomnień. Nie da się też nie zauważyć wpływu dobrej ścieżki dźwiękowej na nasz pozytywny odbiór. Bardzo jestem ciekawy Waszych perełek, dajcie koniecznie znać w komentarzu! Jeśli macie ochotę, mogę przygotować jeszcze TOP5 najlepszych seriali i jakąś topkę filmów wszech czasów wg Kanapy Literackiej.