

19. Targi Książki w Krakowie – relacja
Witajcie!
24. i 25. października miałam przyjemność odwiedzić krakowską halę EXPO i zanurzyć się po uszy w literackim harmidrze. Nie znam jeszcze statystyk ze zjazdu ani opinii moich koleżanek i kolegów blogerów, ale śmiało mogę stwierdzić, że dla mnie były to dwa niesamowicie owocne i intensywne dni.
Czym cechują się Targi Książki? Czymś, co większość doprowadza do furii, a mnie uskrzydla – tłumami. Setkami i tysiącami ludzi, którzy czytają i są zaciekawieni wydarzeniem literackim. Zjeżdżają nie tylko z Krakowa ale i z całej Polski, żeby odwiedzić wydawnictwa, poznać swoich ukochanych autorów i nie ukrywajmy, popatrzeć na sobie podobnych.
Zdaję sobie sprawę, że odsetek ze zgromadzonych był zniesmaczony gęstością zaludniania i kolejkami ciągnącymi się w dziesiątki metrów. Wiem, bo widziałam to po ich minach i słyszałam w prychnięciach. Ale przecież w końcu tam byli, prawda? Nikt ich nie zmuszał, sami chcieli.
Byli również rodzice z maleństwami w wózkach, którzy uważali, że są w jakiś sposób uprzywilejowani i jeździli wszystkim po butach. Byli też rodzice z maleństwami na rękach, przeciskający się przez gęsty, rozgadany i rozbawiony tłum. Odwracałam wzrok, bo nie chciałam widzieć jak maluszek obrywa łokciem w główkę, czy coś w tym stylu… Apeluję o odrobinę rozsądku na przyszłość.
Nie mniej czuję się zbudowana. Polacy czytają. Może nie tak wielu i nie tak wiele jakbyśmy sobie tego życzyli ale moi drodzy, czytamy i co więcej jesteśmy aktywni w tym czytelniczym świecie.
- Wskaż element niepasujący do otoczenia.
Czy spełniłam wszystkie swoje założenia i plany, które z karkołomnym wysiłkiem notowałam i rozmieszczałam po mapie hali przed wyjazdem?
Oczywiście że nie, bo nie było sposobu na zobaczenie i usłyszenie wszystkiego. Ogrom gości i atrakcji był nie do ogarnięcia. Ale pochwalić się muszę, że udało mi się „zaliczyć” zadziwiająco dużo.Wielkim otwarciem było spotkanie z niemieckimi autorkami bestsellerów, pod tytułem „Czego pragną kobiety?”.
Sabine Ebert, autorka historycznej sagi „Znachorka”
Sofia Caspari, autorka południowoamerykańskiej „Sagi argentyńskiej”
Kathryn Tayor, autorki „Powrót do Daringham Hall”
Nina George, autorka „Lawendowy pokój”, „Księżyc nad Bretanią”
- Od lewej: Nina George, Kathryn Taylor, tłumaczka, Sofia Caspari i Sabine Ebert.
Przez błąd organizatorów wynikły z tego, że spotkanie umówione było na 10, a od tej godziny zaczęto dopiero wpuszczać odwiedzających, trzeba było poczekać na spóźnialskich mimo woli. Mając blogerską wejściówkę byłam jedną z pierwszych słuchaczek. Uwagę autorek szybko przykuł mój mąż, który tego dnia robił za fotografa. No bo co też facet robi na panelu zatytułowanym „Czego pragną kobiety”?! Panie pisarki zajęły sobie więc czas przeprowadzając z nim wywiad. Jakie książki czyta, co go skłania do czytania, dlaczego się tam w ogóle pojawił itp. Zabawnych sytuacji było co nie miara, żarty sypały się jak z rękawa i lekko krępująca atmosfera samego początku prysnęła bez śladu.
Oczywiście jak się można było domyślić panie bardzo otwarte i wesołe szybko przeszły z tematyki swojej pracy na tematykę pragnień kobiet. Opowiedziały masę swoich życiowych doświadczeń, podzieliły się inspiracjami i pragnieniami. Tematyka seksu przeplatała się w taki sposób, że nie wiadomo było ostatecznie czy to żarty czy prawda. Bawiłam się doskonale. Udało mi się też poznać bliżej rynek wydawniczy w Niemczech. Moje zadowolenie z tłumów przybyłych na Targi nieco zbladło. Przeciętna Niemka czyta około pięćdziesięciu książek rocznie. Statystycznie mamy tyły…
Absolutnie zachwyciła mnie osoba Niny George. Jej książki, choć jeszcze nie przeczytane, chodzą za mną już od dłuższego czasu, a teraz czuję wręcz wewnętrzny przymus zapoznania się z nimi. Dlaczego? Bo jak może pisać kobieta, która doprowadziła mnie do wzruszenia i ukradkowej łezki w trakcie spotkania autorskiego? Opowiedziała o tym, co natchnęło ją do napisania „Lawendowego pokoju”. Popłakała się ona i myślę że razem z nią przynajmniej połowa kobiet na sali. Gardła zacisnęły się w supły, a w czasie, kiedy Nina cicho wypowiadała jakże osobiste słowa nikt nie wydał ani jednego dźwięku. Ponadto była tak niesamowicie prawdziwa, tak wyrazista, naturalna i lekko zwariowana ze swoim brykającym poczuciem humoru, że z miejsca zaskarbiła sobie moją dożywotnia sympatię.
To był niestety jedyny panel w jakim wzięłam udział. Skromnie, wiem. Ale roboty miałam pełne ręce, więc tym się usprawiedliwiam. Może przestanę już opowiadać, a w końcu pokażę zdjęcia, które mój prywatny fotograf pstrykał cały dzień. One opowiedzą dużo lepiej niż moje słowa.
Najpierw to, co zapowiadałam przed wyjazdem, czyli Mikołaj Kopernik i jego dzieło w kopii doskonałej. Koszt takiej przyjemności to 15.000 zł. Na żywo było przepiękne, chociaż zupełnie nie w moim stylu. Zbyt krzykliwe i zbyt świecące. Ale warte obejrzenia. Nie mam pojęcia czy ktoś się skusił.
- „O obrotach ciał niebieskich” kopia doskonała
- Złota Biblia Papieska
Oczywiście tak jak przewidziałam była cała masa atrakcji dla najmłodszych. Pojawiały się co jakiś czas i były na tyle zajmujące, że rodzice spokojnie mogli zostawić pociechy (te starsze – już chodzące) na stoiskach.
Tutaj mały wgląd na różnorodność stoisk i ogrom książek, który osaczał z każdej strony (I love it!!)
Spacerując (bo szybko się iść nie dało) co jakiś czas docierały do mnie komentarze na temat piractwa w naszym kraju. I choć wiedziałam, że to duży problem, to dopiero teraz uderzyło mnie jak wielki. Niedawno natknęłam się na grupę facebookową, której członkowie wymieniają się PDFami, lub dodają linki skąd takowe można pobrać. Zarejestrowanych było tysiące osób. Kochani, to złodziejstwo. Okradanie autorów, nazwijmy rzecz po imieniu.
Wracając do przyjemniejszych sfer targowych muszę pochwalić gastronomię. Na hali znajdowało się stoisko z przekąskami, a na piętrze był bufet, który świetnie dawał radę z obsługą. Jeśli nie było miejsca przy stolikach, śmiało można było rozłożyć się pod ścianą, z czego skwapliwie korzystałam i skonsumować pyszne przekąski oraz wypić wyśmienitą kawę. W porównaniu z warszawskimi trocinami i barwioną wodą byłam zachwycona.
A oto część kulminacyjna, czyli moi autorzy i najnowsze skarby 🙂
1. Monika Sawicka jest przemiłą kobietą, która nie mogła uwierzyć, że przyjechało do niej tak wiele ludzi z całej Polski. Jej książka „Dobrze, że jesteś” znalazła się w mojej kolejce do przeczytania 🙂
2. Remigiusz Mróz i jego „Zaginięcie”. Pan Mróz wygląda na strasznie młodziutkiego chłopaka, choć aż tak młodziutki nie jest. Czy to może ja już się czuję staro…?
3. Janusz Leon Wiśniewski. Zawsze wydawał mi się takim poważnym pisarzem, może odrobinę wyniosłym. Stresowałam się rozmową z nim. Jak to się można pomylić! Przesympatyczny, inteligentny i zupełnie niezdystansowany człowiek.
4. Wojciech Cejrowski. Must see 🙂 Już od połowy hali rozbrzmiewały jego latynoskie rytmy. Pan Wojciech stał od samego rana do samego wieczora. Ja padałam ze zmęczenia, a on sobie wesoło przytupywał. Zresztą na zdjęciu widać doskonały kontrast naszych nastrojów.
5. Nina George. Musiałam jej pomóc w zapisaniu naszych imion. Kochana, wspaniała kobieta. Bardzo zabawna, przekorna, naturalna i coś mocno zapałała sympatią do mojego męża :/
- „Księżyc nad Bretanią” mój
- „Lawendowy pokój” zadedykowany dla mojego męża <3
6. Sabine Ebert – wydawała się wyrwana z czasów, które opisuje w swoich książkach. Trochę się jej bałam. Wyjdę na dzikusa, ale autentycznie sprawiała wrażenie hrabiny wyjętej sprzed stuleci z wielkiego zamku, na którym mieszka.
7. Jakub Ćwiek. Kuba jak to Kuba. Przebojowy, światowy i jak zwykle jedyny w swoim rodzaju. Tym razem zerkał zza ciemnych szkieł. Nie mogłam się doczekać najnowszych i jednocześnie ostatnich „Chłopców”, więc był pierwszą osobą, którą odwiedziłam w niedzielę.
8. Andrzej Ziemiański, autor mojej ukochanej Achai. Okazało się, że żona pana Andrzeja jest moją imienniczką, więc chwilę pogawędziliśmy jakie fajne dziewczyny z tych Monik 😉
9. Katarzyna Bonda – królowa polskiego kryminału! Powiem szczerze, że jeszcze nie widziałam tak charakternej i pewnej siebie kobiety! Przykuła uwagę na tyle, że mój mąż zrobił jej małą sesję 🙂
Dotarłam również do dziewczyn z ksiazkawmiescie.pl i spełniłam swoje wielkie marzenie. Nie wiem co mnie powstrzymywało przed zamówieniem tego ze sklepu. Chyba czekałam na tę chwilę spotkania twarzą w twarz… Oto moje piękne etui, dzięki któremu będę mogła w końcu bez strachu wrzucać książkę do rowerowego koszyka.
Cóż można więcej dodać. Targi krakowskie nie mają sobie równych, a Kraków czaruje. Ile razy nie byłabym w tym mieście to zawsze jestem oczarowana specyficznym klimatem, jaki wytwarzają wąskie uliczki i wszechobecne zabytki. Tym razem na zwiedzania pozostała nam noc. Na Targach byliśmy od rana prawie do samego końca. Ale to nie szkodzi. Noc była równie piękna jak dzień. Może nawet piękniejsza, bo słońce nie rzucało tylu cieni i nie owiewało tajemnicą…
Żal mi było wyjeżdżać. Od pierwszej wizyty na Targach Książki czuję, że to jest impreza, w której pragnę uczestniczyć. Choć nogi bolą mnie aż do tej chwili i do tej chwili nie odespałam, to wiem, że był to wysiłek wart każdego zachodu. Radość ze spotkań była ogromna, satysfakcja z uściśnięcia dłoni, zamienienia kilku słów i wymiany uśmiechów bezcenna. Rekompensowała wszystkie sterczenia w kolejkach. Warunek konieczny to wygodne buty!
Co powiecie na to, żeby zorganizować jakieś większe spotkanie w maju w Warszawie? Wrócę do tematu, kiedy termin będzie bliższy, przemyślcie to sobie!
Pozdrawiam serdecznie!
M.
A poza kulisami…