Co dalej???

Zakończyliśmy kolejną podróż, więc pora na wiadomy wpis z cyklu.

Na początek „Taniec w chmurach”.
Kolejne moje dziecko, z którym przyszło mi się pożegnać. I pierwsze, które nie wzbudziło zbyt wiele nostalgii i żalu za minioną przygodą. Nie to, żebym się dobrze nie bawiła!

Coralie powstała z myślą o samotnej dziewczynie, która za wszelką cenę próbuje coś osiągnąć. Potyka się, ale niestrudzenie pruje przed siebie. Coś tam się oczywiście po drodze pomerdało i dostała wszystko na złotej tacy, ale mniejsza z tym. Miała być grzeczna, zdolna, dobrze wychowana i to wyszło poprawnie.
Nath miał być pierwotnie bardziej tajemniczy, nie lubiący o sobie mówić, despotyczny itd. Miał być podobny do ojca, tyle, że bardziej ludzki. I o ile na początku mi to wychodziło z tą skrytością, to się później facet rozgadał i zmiękł. Jeśli byłby to szkic książki, backspace cierpiałby nadużycie. Niestety rozdziału opublikowanego zmieniać już nie zamierzałam. Na blogu zmiana koncepcji początkowej nie wchodzi w grę. Jak już się coś wrzuciło, trzeba się tego trzymać.
W każdym razie koniec końców jestem zadowolona, bo miało wyjść proste jak drut opowiadanko, a miejsca mi ciągle było mało i wyszło jak zawsze. Więc jakby to ująć nie obniżyłam lotów tak bardzo, jak miałam to w założeniu. Jedynie, gdybym się od samego początku nastawiła na 50+ (rozdziałów) to akcja potoczyłaby się zupełnie inaczej. Na przykład bym ich tak szybko do łóżka nie pakowała i pobawiliby się zdecydowanie dłużej w podchody. Cori tak szybko nie oddałaby mu każdej myśli, słowa i oddechu. Jeśli opowiadanie kiedykolwiek trafi do przeróbki będzie nie do poznania.
Znowu co innego wymyśliłam i co innego napisałam. Norma i standard.
Podsumowując uważam to (poza SPICY) za najsłabsze swoje opowiadanie. Właśnie przez chaos, który sama sobie do pracy wprowadziłam. A i jakoś do bohaterów się za bardzo nie przywiązałam. Cori nie była żadnym wyzwaniem, a i Nath ostatecznie mi się minął z celem.

Co dalej?
Nie wiem.
Proste pytanie, szybka odpowiedź.
Nie mam pojęcia co dalej i już Wam tłumaczę dlaczego.

Po pierwsze i najważniejsze. Nie potrafię ciągnąć dwóch wątków. Jeśli zaczynam coś pisać, jeśli zaczynam rozkładać na czynniki pierwsze czyjeś życie, żeby zrobiło się chociaż trochę realne, to poświęcam temu każdą wolną myśl. W jakimś stopniu moja podświadomość transformuje w tego drugiego człowieka, albo też zaczyna żyć w innym miejscu. Ponieważ powieści tworzone na blogu/dla bloga podlegają natychmiastowej ocenie, automatycznie dostały status priorytetu. To nad nimi główkuję i je piszę w pierwszej kolejności, bo wiem, że jak już zacznę, to ktoś czeka na dalszy ciąg. Tym samym książka, którą chciałabym napisać, która była moim marzeniem (jest!) zeszła tak bardzo na drugi plan, że prawie zupełnie ją zaniedbałam. Muszę wybrać ważniejszą rzecz z dwóch bardzo ważnych i wybieram urlop od pisania na blogu.

Tu nasuwa się „po drugie”.
Po drugie zawisłam w próżni. I ja i blog. Pewnie zauważyliście, że monotonią zawiało. Nie wiem czy to jakieś jesienne depresje mnie dopadają, czy o co chodzi, ale muszę odpocząć. I to coś zupełnie innego od odpoczynku po Game. Wtedy chciałam się skoncentrować na książce, a teraz czuję się zmęczona i zniechęcona. Nie naciskacie i jesteście kochani, ale czuję, że to jest ten moment, w którym muszę zrobić pauzę, żeby nie spakować walizek i odejść z goryczką w ustach. I bynajmniej nie od bloga tę przerwę chcę zrobić. Blog będzie funkcjonował nadal. Fakt, że wpisy będą rzadsze, bo i moje życie nie jest aż tak barwne, a pomysły na wpisy pozarozdziałowe są ograniczone (przynajmniej moja głowa nie potrafi ich produkować), żeby starczyło na dwa – trzy w tygodniu, ale będą. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego tak, jakbym nie chciała, żeby zostało odebrane, ale tak muszę zrobić. Jeśli chciałabym to ująć w skrócie, to muszę po prostu ruszyć do przodu, jeśli nie chcę tu utknąć na amen. A wydaje mi się, że Wam też należy się mały odpoczynek. Komentujecie mi dzielnie każdy rozdział, jesteście tu prawie codziennie i wierzę, że nie pouciekacie.

Gdybym chciała umieścić „po trzecie”, musiałabym napisać, że znowu zaczynam gonić jak pies za swoim ogonem, a nie o to przecież chodzi.

Jakie będą konsekwencje tego wpisu? Majka poczeka. I uwierzcie mi, że jej to na dobre wyjdzie, bo zanim zacznę ją pisać łyknę trochę świeżości. A ponieważ o ile w odbiorze zamierzam się na komedię, będzie miała pewien wątek, który będzie dla mnie nowością i wiem, jestem pewna, że teraz bym sobie z nim nie poradziła. Dlatego też Taniec skończyłam z radością. Wręcz momentami nie mogłam się doczekać, żeby go w końcu zamknąć i odetchnąć. Nie sądzę żebym go potraktowała po macoszemu, jeśli się mylę – poprawcie mnie.

Wydaje mi się, że wszystko jest jasne. Jeśli coś źle ujęłam, albo macie jakieś pytanie chętnie na nie odpowiem. Ponadto, jeśli macie jakieś propozycje na tematy, które mogłyby zostać poruszone na blogu, jeśli o czymś chcielibyście podyskutować, to śmiało piszcie w komentarzach, bądź na mój adres mailowy, który znajdziecie w zakładce myProfile po prawej stronie.

Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji.

Agencja Reklamy Arte Studio