

„Deszczowa piosenka” ROMA
Przy okazji służbowej wizyty w stolicy, mój super, super, super mąż już Walentynowo zaprosił mnie do ROMY na „Deszczową piosenkę”. Oczywiście trafił w dziesiątkę, bo kocham ROMĘ i kocham „Deszczową…”.
No i jak to w tym wspaniałym teatrze bywa aktorzy dali z siebie 200%. Cały czas miałam na ustach szeroki uśmiech, a już w szczególności, kiedy na scenę spadł deszcz. Całe potoki wody lały się na aktorów, rekwizyty i oszalałych z radości, ubranych w foliowe płaszcze widzów pierwszych rzędów. Scenografia, choreografia jak zawsze perfekcyjne. Właściwie jeśli chodzi o ROMĘ, to nie można mówić o niej inaczej niż w samych superlatywach.
Co do obsady… niestety nie trafiłam na pana Bzdawkę w roli Cosmo (uwielbiam go), ale poza tym idealnie!
Ewa Lachowicz była cudnie słodką i kochaną Kathy. Jej głos po prostu pieści zmysły, a nieśmiały uśmiech topił serce.
Moją faworytkę – Linę zagrała oscarwo Basia Kurdej Szatan.
Najwięcej obaw miałam odnośnie głównej roli – Dona. W końcu nikt nie jest w stanie zastąpić Gene’a Kelly’ego. Kiedy jeszcze przed premierą dowiedziałam się, że zagra go Dariusz Kordek moimi pierwszymi słowami było: za stary, za poważny, za wyniosły, sztywny, smutny i antypatyczny. Nie oceniaj książki po okładce!!!
Mogę się usprawiedliwić tylko tym, że jak dla mnie nie było, nie ma i nie będzie lepszego aktora musicalowego niż Gene Kelly… Kiedy o nim myślę uśmiecham się, kiedy go widzę na ekranie czuje się szczęśliwa. Każdy by przy nim wypadł słabo, bo poprzeczka jest nie do przeskoczenia. Ale… ale! Pan Kordek stanął na wysokości zadania! Okazał się Aktorem, nie aktorem… Widząc jego entuzjazm byłam pewna, że mógłby odegrać nastolatka.
Jeśli w roli amanta Gene mnie uwiódł, Kordek mnie mocno oczarował! Po pierwsze jego głos: wesoły, zaskakująco ciepły, całkiem ładny, zarażający uśmiechem. Po drugie gra. Bawił się na scenie. Kiedy przy tytułowej piosence brodził w deszczu po kolana miałam ochotę tam wskoczyć i cieszyć się razem z nim. Naprawdę zmieniłam o nim zdanie i bardzo przepraszam za pierwszą reakcję.
A po spektaklu… Poszliśmy (kto był wie) do wejścia na Scenę Novą, którędy również wychodzą aktorzy. Musicie wiedzieć, że jestem taką szurniętą fanką, że zobaczyć np. Łukasza Dziedzica to dla mnie jakby zobaczyć Elvisa. No i zobaczyłam i porozmawiałam najpierw z Ewą Lachowicz, a później, co było dla mnie tak emocjonujące, że aż trzęsły mi się dłonie z Malwiną Kusior! Moją fantastyczną Sarą z „Tańca wampirów” i Eponine z „Nędzników”. Och co to był za wieczór!!!