„Anaruk, chłopiec z Grenlandii”

Czesław Centkiewicz z zawodu był inżynierem elektrykiem. Z powołania natomiast podróżnikiem, wielokrotnym zdobywcą bieguna. To właśnie dzięki realizacji swojej pasji umożliwił nam tak realistyczną wizję tych niedostępnych rejonów świata.

W króciutkiej książeczce autor opisuje cały rok polarny jaki spędził wśród Eskimosów. Krótkie chłodne lato, opierające się głównie na gromadzeniu zapasów i nieskończenie długą, niewyobrażalnie zimną i ciemną zimę. Z tekstu można wywnioskować, że szczególnie zżył się z jedną z rodzin, która przyjęła go w gościnie. Była to rodzina dwunastoletniego Anaruka.
Jak czytamy już w pierwszym zdaniu Anaruk wiedzie prym wśród dzieciaków ze swojej osady. Zarówno tych młodszych jak i starszych. Jest szybki, sprytny i bardzo zaradny. To on i jego ojciec pokazują Centkiewiczowi na czym polega życie na Grenlandii.
W książce występuje masa ciekawostek o samym biegunie, jak i poszczególnych czynnościach związanych z codziennością. Wykonywanie podstawowych narzędzi, polowania, życie w zwartej, zależnej od siebie społeczności.

Tym razem to będzie NIE – RECENZJA!

Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Nie przez przypadek.
Moja córka właśnie przerabiała ją w szkole, a mnie mignęły (na forach internetowych) komentarze wzburzonych rodziców. Że książka jest okrutna, obrzydliwa, brutalna, zbyt realistyczna, przesiąknięta krwią i flakami walającymi się po każdej stronie. No i musiałam sprawdzić co moje dziecko czyta. Bo sama już niezbyt szczegółowo kojarzyłam książkę, którą czytałam ponad 20 lat temu.

Po jakiejś godzinie, jaką zajęło mi pochłonięcie Anaruka, zwracam się do rzeczonego dziecka. A wyglądało to (w skrócie) tak:

Ja - N., a te sceny polowań to cię przerażały?
 N. - Nie.
 Ja - A jak patroszyli te zwierzęta i wycinali im różne narządy, to cię to nie brzydziło? 
Nie było straszne?
 N. - No trochę było.
 Paradoksalnie alarm załączył mi się nie na odpowiedź twierdzącą, a na tajemniczy uśmieszek...
 Ja - Ale to było takie przerażająco straszne, czy może fajnie straszne?
 Chwila ciszy.
 N. - No fajnie straszne...

Później dyskutowałyśmy o przekazywanych legendach, o zorzy polarnej i arktycznej zimie, ale nie do tego dążę.

Drodzy Rodzice.
Wasze dziecko powoli dorasta. Nabiera głębszej świadomości. Coś usłyszy w telewizji, resztę dopowiedzą za głośno trajkoczące sąsiadki i chcąc nie chcąc latorośl zostaje uświadomiona jak naprawdę wygląda świat. Już wie, że obiadek kiedyś biegał po podwórku albo pasł się na łące. Co więcej, jest na etapie podźgania żabki patykiem, albo wykonania sekcji zwłok na upolowanym pająku. A przede wszystkim jest ciekawe. I myślę, że Centkiewicz zaspokaja tę ciekawość w sposób poprawny. Nie zabijamy zwierzątek dla zabawy, albo dla nowych rękawiczek, tylko w celach przetrwania. Do konsumpcji. Humanitarnie. Im szybciej tym lepiej, bo niecelnie trafione zwierzątko zje nas 😉 Nie ma tam niepotrzebnej przemocy, nie ma brutalności, jest realizm. To nic złego poznać stosunkowo szczegółowo jak żyje tak odmienna kultura. Zwłaszcza, że jest to kultura, która nie zna bezpodstawnej przemocy, solidaryzuje się i wspiera na każdym kroku.
Reasumując: Anaruk nie taki zły jak go malują! Dzieciaki mają już po (około) dziewięć lat i myślę, że dużo gorzej pójdzie im za rok z „Panem Tadeuszem” 😉

Pozdrawiam
M.

A moja ocena książeczki: 7/10

Agencja Reklamy Arte Studio