dżentelmen włamywacz
dżentelmen włamywacz
„Arsène Lupin. Dżentelmen włamywacz”

Czy znasz już Arsena Lupin?
Wiesz kim jest?
Potrafisz go scharakteryzować?

Człowiek o dziesiątkach twarzy, osobowości i profesji. Potrafi płynnie zmieniać wygląd, sposób bycia, akcent i charakter pisma. Nie boi się podpisywać listów swoim nazwiskiem, bo nikt jeszcze go nie zidentyfikował. Jest jak cień. Bywa, że zaprzyjaźnia się ze swoimi ofiarami, jakby rzucał im wyzwanie. Zorientują się co się dzieje? Zauważą kto właśnie wydobył z nich największe sekrety?

Włamywacz Arsène Lupin nie pozostawia po sobie śladów. Policja tygodniami bada sposób, w jaki dopuścił się kradzieży. Nie znajdują niczego. Jego jedynym przeciwnikiem pozostaje nadinspektor Ganimard, który zawsze pozostaje krok z tyłu.

Moja historia z przygodami tej postaci jest dosyć zabawna, bo jak większość współczesnych inspiracji zapoczątkowana netflixowym serialem. A komizm sytuacji polega na tym, że podchodziłam do serialu dwukrotnie i dwa razy uznałam, że jest po prostu słaby. Zobaczyłam natomiast ogromny potencjał w przygodach samego Arsena. Zwłaszcza, że opisuje początek XX wieku we Francji, a ja uwielbiam zanurzać się w przeszłości.

Książka, która stała się podwaliną do całej serii przygód genialnego włamywacza jest zbiorem dziewięciu znakomitych opowiadań, z których dowiadujemy się jak bohater zszedł na przestępczą drogę i odkrywamy tok jego postępowania i rozumowania. Przyznam, że niektóre czytałam wstrzymując oddech i zupełnie nie będąc w stanie przewidzieć jego planu, który finalnie okazywał się dziecinnie prosty.

Arsène Lupin kojarzy mi się z dwoma postaciami literackimi. Pierwszą jest oczywiście Robin Hood, który podobnie jak nasz włamywacz okradał bogaczy. Robin był jednak awanturnikiem, a Arsène to jednak dżentelmen włamywacz.
Drugą postacią jest Scherlock Holmes. Jakby antonim francuskiego bohatera. Geniusz, ale po stronie prawa. I jest to zupełnie naturalne i właściwe skojarzenie, ponieważ sam Leblanc tworzy Herlocka Sholmsa, który przybywa z Anglii, jako ostatnia deska ratunku dla francuskiej policji.

Kiedy dowiedziałam się, że zbiór opowiadań po raz pierwszy ukazał się w latach 1905/07 nabrałam ostrożności. To co stało się bestsellerem ponad wiek temu niekoniecznie zachowało świeżość do dziś. I książka rzeczywiście zestarzała się, ale zrobiła to w tak dobrym stylu, że nie mogę jej pod tym względem niczego zarzucić.

Niezwykle błyskotliwa fabuła i możliwość poznania od podszewki logiki Arsena są ekscytujące. Poczucie humoru autora i woalka tajemnicy, którą co jakiś czas odsłania, sprawiają, że książkę pochłania się w mgnieniu oka. Nie ukrywam, że szarmancki, pewny siebie i pełen nieodpartego uroku bohater temu sprzyjał. I nie mówię o tym z punktu widzenia kobiety, bo uważam, że Arsene jest typem bohatera, którego lubi się i szanuje bez względu na płeć.

Podsumowując:

Opowiadania o charakterze komedii kryminalnej stanowią świetny element odprężenia i rozrywki. Myślę, że ich największym fenomenem jest prosta dedukcja i spryt, jakim posługuje się Lupin. Nie można jednak umniejszyć autorowi i jego pięknemu stylowi, który dosłownie czaruje, przenosząc do zupełnie innej epoki i innej rzeczywistości. To książka odpowiednia dla osób, które szukają odskoczni stanowiącej kwintesencję dobrego stylu i pewnej literackiej szarmanckości.
Poza tym…
Jestem ciekawa, czy zagłębiwszy się w umysł przestępcy też przemknęło Wam przez myśl, że dalibyście radę zorganizować taki skok. Oczywiście wyklucza to nasze czasy i systemy zabezpieczeń, ale podumać można 😉

Moja ocena: 7/10

Agencja Reklamy Arte Studio