

„Ballada Ptaków i Węży” (tom 0,1)
„Ballada Ptaków i Węży” jest prequelem trylogii „Igrzyska Śmierci„.
Panem sześćdziesiąt pięć lat przed wybraniem Katniss Everdeen na trybutkę.
Kapitol nie spieszy się ze sprzątaniem powojennych gruzów ze swoich wspaniałych ulic. Skutecznie pierze mózgi mieszkańcom, przypominając każdego dnia o potworności, jakiej doświadczyli ze strony dystryktów. Szerzy nienawiść, tresując w ten sposób bezwzględne posłuszeństwo. Dyktatura została zasiana.
Ród Snowów zbankrutował w czasie wojny. Jego niewielka część, której udało się przeżyć, osiemnastoletni Coriolanus z kuzynką Tigris i babką, mają tylko zadłużony penthouse przy głównej ulicy Kapitolu. Dzięki niemu udaje im się utrzymać pozór bogactwa. Coriolanus ma jedyną szansę na kontynuację edukacji i wyprowadzenie rodziny z nędzy. Jego trybut musi wygrać igrzyska, a on otrzymać w związku z tym nagrodę i rozgłos.
Chłopak prawie traci nadzieję, kiedy zostaje mu przydzielona trybutka z najsłabszego, niewiele znaczącego dystryktu. Okazuje się jednak że Lucy Gray potrafi sobie radzić. Przykuwa największą uwagę zanim trafi na arenę. Coriolanus z kolei używa całego swojego sprytu i przebiegłości, żeby przekuć to na sukces.
Panie i Panowie!
Dziesiąte Głodowe Igrzyska czas zacząć!
Igrzyska odbywają się na częściowo zrujnowanej arenie, ale z roku na rok tracą na atrakcyjności. Ludzie nie widzą rozrywki w patrzeniu na mordujące się dzieciaki. Choć idea jest właściwa, bo to przecież dzieci z dystryktów! Doktor Gaul, główna organizatorka i genialny naukowiec wymyśla pewne uatrakcyjnienie. Wybiera dwudziestu czterech najzdolniejszych studentów, którzy zasiądą w roli mentorów i pokierują swoimi trybutami. Zadaje im pytanie jak urozmaicić igrzyska. Jak przyciągnąć ludzi. Jej szczególną uwagę przykuwa pewien spokojny i wyjątkowo wyważony chłopiec, który nawet nie przypuszcza jaki wpływ na jego przyszłe życie będą miały pomysły, które podrzuci.
Choć skakałam z radości dowiedziawszy się, że powstanie kolejna powieść z uniwersum Igrzysk Śmierci nastawiłam się na nią krytycznie. Byłam dosyć sceptyczna póki się nie dowiedziałam kto będzie głównym bohaterem. Coriolanus, któremu babcia wróżyła zostanie prezydentem, zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Trylogia Igrzysk Śmierci jest jednym z moich ulubionych cykli. Nieopisaną radość sprawiło mi patrzenie na całą tę ideę w powijakach. Powstają pierwsze zmiechy, buduje się świadomość mieszkańców Kapitolu jako nadrasy. Wszystko jest jeszcze surowe i niedopracowane, igrzyska, mimo iż dziesiąte, dopiero kiełkują. Coriolanus Snow jest miłym przyjacielskim chłopcem.
Wychowany w świadomości swojego szlachetnego urodzenia za główny cel stawia sobie zachowanie godności i podniesienie rodu z ruiny. Wie, że jedyną drogę ku temu jest wykształcenie, ale jak je zdobyć, skoro brakuje pieniędzy na takie podstawowe potrzeby jak jedzenie czy ubranie? Tylko sposobem.
Młody Snow jest niesamowicie ciekawą postacią. Wysublimowany, doskonale wychowany, inteligentny chłopak, którego domeną jest milczenie, jeśli nie ma do powiedzenia niczego istotnego. Jest z kolei świetnym słuchaczem i doskonałym obserwatorem. Ze swojego cichego miejsca potrafi wyłapać niuanse, które mogą się okazać niezwykle przydatne w przyszłości. Kiedy rozpoczynają się igrzyska staje przed licznymi dylematami moralnymi względem swoich kolegów i samego siebie. Lucy Gray za wszelką cenę musi przeżyć, a on musi przełamać wiele swoich lęków i zasad, żeby jej w tym pomóc.
Suzanne Collins powróciła we wspaniałym stylu, który już tak dobrze znamy. Rysując świat raczkującego Panem stworzyła genialną drogę przemiany jego największego dyktatora, ulubieńca Kapitolińczyków, prezydenta Snowa. Człowieka o niebagatelnym umyśle, który został stworzony do dzierżenia władzy.
Niezbyt podobał mi się pomysł, że na tę przemianę tak bardzo wpłynęła dziewczyna z dwunastego dystryktu (choć Lucy Gray również jest świetna!). Wydało mi się jakieś takie zbyt oczywiste i zbyt proste. Motyw wielkiej miłości też uważam za niepotrzebny i rozwleczony. Autorka nie jest w tym najlepsza. Cudownie buduje więź, ale romantyczne uniesienia jej nie wychodzą. Chciała tym podkreślić ogrom wyrzeczeń, ale Lucy Gray od początku była według mnie równie niebezpieczna jak jej węże.
Podsumowując:
„Ballada Ptaków i Węży” to książka zdecydowanie warta polecenia. Choć narracja jest dosyć dynamiczna to fabuła płynie spokojnym tempem i nie sposób się od niej oderwać. Naprostowuje kilka niejasności z pierwotnej trylogii i częstuje fana całym bukietem smaczków. Dla miłośników „The Hanging Tree” również znajduje się specjalne, cudownie obszerne miejsce.
Moja ocena: 8/10
„Przedstawienie trwa, dopóki kosogłos nie zaśpiewa”