„Bellagrand”

Io sono del mio dieletto, e il mio dieletto e mio.
Jestem mojej ukochanej, a moja ukochana jest moja.

 

Zrezygnowali ze wszystkiego, by być razem, lecz miłość była tylko początkiem…
Gina, imigrantka z Włoch, niezależna, wrażliwa i silna, rozpaczliwie pragnie założyć rodzinę. Pochodzący z bostońskich wyższych sfer Harry, idealista i działacz polityczny, chce stworzyć lepszy świat. Połączeni namiętnością, miotają się, kłócą i łamią sobie serca, by w końcu stanąć w obliczu ostatecznego wyboru, który na zawsze przypieczętuje ich los.

Wspólna podróż prowadzi ich przez cztery dekady i dwa kontynenty, przez chwile triumfu i zamętu, od nękanych strajkami uliczek Lawrence w stanie Massachusetts po wykładane marmurem sale i sekretne drzwi tajemniczej rezydencji o nazwie Bellagrand.
Autorka bestsellerów Paulina Simons stworzyła kolejną frapującą sagę o złamanych sercach i odkupieniu, poruszającą opowieść o miłości, która doprowadziła do „Jeźdźca miedzianego”.

Ze wszystkich skromnych darów, jakie mogę ofiarować synowi, chciałabym mu dać jego własny dom, zbudowany jako schronienie dla rodziny, z oknami wychodzącymi na radość i stworzone przez Boga piękno. Być może pewnego dnia da schronienie jego rodzinie i będzie domem, w którym nigdy nie zapomni romantyzmu życia.

Ech… Opiniowanie Paulliny Simons jest strasznym wyzwaniem. Obawiam się, że nie potrafię tego zrobić w kilku zwięzłych i konkretnych zdaniach, na jakie z pewnością liczycie i wyjdzie mi niezłe wypracowanie. Najchętniej umówiłabym się z każdym zainteresowanym przy kawie i herbatnikach, i podyskutowałabym o twórczości mojej ukochanej pisarki. No bo cóż zrobić, skoro trafia się na kolejną książkę, której każda strona jest piękna, cenna i warta skomentowania?

Chcesz wiedzieć, czego jeszcze żałuję, szepnął do niej, kiedy wiedział, że śpi i nie słyszy.
Żałuję, że mam tylko jedno serce, żeby cię kochać.
Żałuję, że mogę cię kochać tylko przez jedno krótkie życie.

Mimo iż Dzieci wolności i Bellagrand prowadzą do cyklu Jeździec miedziany, jest nam wiadome, że paradoksalne to on zapoczątkował dzieje mężczyzn z rodu Barringtonów, który w każdym pokoleniu spotyka niesamowitą miłość i zatraca się w niej. Miłość, która jest wyzwaniem i przygodą. Miłość, która uskrzydla i niszczy. Motywuje do wykonania nadludzkiego wysiłku i dusi jego efekty.
Gina wychodzi za Harrego. Potajemna ceremonia w urzędzie. Dokładnie taka jaką stara się być Gina. Cicha i skromna. Jane, jak brzmi jej amerykańskie imię, dusi i zabija w sobie sycylijski temperament, żeby być żoną godną męża. Damą, w gronie których do tej pory się obracał. Nie mając niczego walczy zaciekle o najmniejszą drobnostkę mogącą polepszyć ich życie. Jest najszczęśliwsza, kiedy są razem i chce zrobić wszystko, żeby było im jak najlepiej. I robi. Osamotniona w swojej walce nie poddaje się ani na chwilę. Jej największym marzeniem jest utarty od niepamiętnych czasów schemat. Chce mieć męża, dzieci i dom. Chce być matką, żoną i panią pielęgnującą swój kąt na świecie. Chce być kochana i obdarzać miłością. I odrzuca właśnie taką miłość, miłość szaleńczą i bezpieczną, bo całym sercem kocha marzyciela Harrego. Paullina Simons stworzyła najsamotniejszą, wypełnioną po brzegi rozpaczą bohaterkę, z jaką się spotkałam. Jej losy są przesądzone w momencie, kiedy stawia stopę na amerykańskiej ziemi. Jej początek tak pełen nadziei niesie katastrofalny koniec.

Wiesz, jak długo cię kochałem, szepcze Ben. Jak długo tego pragnąłem.
Nie mów mi. Nigdy mi nie mów. Zasadź fiołki, patrz, jak rosną, zerwij je. Nie mów o latach, które minęły. Proszę.

Harry Barrington, człowiek bez ojczyzny, pełen pustych ideałów, doktryner, manipulator, fanatyk, kłamca i wichrzyciel. Paullina Simons stworzyła najdoskonalszego antybohatera, z jakim się spotkałam. Opętany miłością do kobiety i dążeniem do stworzenia idealnego świata zupełnie ślepnie.
Nie umiem czytać Simons jednym tchem. Po pierwsze muszę przetrawiać emocje jakie we mnie budzi, po drugie od pierwszej strony dopada mnie fobia, że książka zaraz się skończy, a ja za nic nie chcę opuszczać namalowanego w niej świata. Tym razem było podobnie. Dawkowałam sobie po fragmencie, tyle, że kiedy fragment dobiegał końca rzucałam książkę z wściekłością (uważając jednak, żeby jej nie uszkodzić). Kobieta, które ubiera żywe emocje w litery tym razem doprowadziła mnie do skrajnej frustracji, złości i łez bezradności.

Wiemy jak się skończą losy rodziców Aleksandra, prawda? Doskonale to wiemy. Dzieci wolności i Bellagrand mimo że zostały opublikowane w 2014 roku są oznaczona jako poprzedniczki Jeźdźca miedzianego. Dla osób, które dopiero sięgają po ten zaczarowany cykl polecam zacząć od końca, czyli czytać według kolejności publikacji. Najpierw Jeźdźca…, a później Dzieci…
Z Jeźdźca… i jego kontynuacji wiemy już co się dzieje z Giną i Harrym w Rosji. Poznajemy ich tragedie, ich walki, bezsilność i ostatecznie poddanie się. Dowiadujemy się o panicznych staraniach matki, która chce ratować dziecko. Jedynego syna będącego jej marzeniem i miłością. Współczujemy, kręcimy ze smutkiem głowami, ale przecież ostatecznie doprowadza to do spotkania Szury i Tatiany, więc gdzieś tam świta wstydliwa myśl, że nie ma tego złego.
Sytuacja się zmienia o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy Gina i Harry dostają twarze, osobowości i historie. Kiedy Gina nie jest już per „matką Aleksandra”, tylko tą kobietą, która jako młoda dziewczyna przybyła do Ameryki. Była piękna jak rozwijający się kwiat i tak żywiołowa, że przytłaczała wszystkie Bostońskie damy. Była radością i nadzieją. Rozkochała w sobie dwoje przyjaciół i poróżniła ich na zawsze. Ostatecznie pragnęła tylko spokoju i szczęścia u boku mężczyzny, który był całym jej światem. Pozwolę sobie przytoczyć słowa jednej z piosenek Mai Sikorowskiej:
„[…] przecież dobrze wiesz, że ważne dla kobiety są dwie sprawy: ciepły dom i święty spokój.”
W pewnym momencie życia, wcześniej czy później, każda z nas dochodzi do tego wniosku. Chcemy kochać i być kochane. Chcemy pielęgnować skarby naszego życia, cieszyć się spokojem. Po prostu dobrnąć do swojego portu. A Gina dobrnęła do niego na statku płynącym z Sycylii.

Bellagrand szybko staje się synonimem tak bardzo rozdzierającego serca Łazariewa. Synonimem Eldorado, czyli miejsca doskonałego, które ostatecznie nie istnieje nigdzie poza sferą marzeń. Niesamowity obraz amerykańskich warstw społecznych w okresie prohibicji. Wnikliwa analiza gospodarcza i kulturowa. I to nie od strony podręcznika historii, ale zwykłego, przeciętnego mieszkańca. Wciągające, żywiołowe dyskusje, barwny w swej sztywnej etykiecie Boston, oślepiająca radością Floryda. Granica, której nie wolno przekraczać, a która zostaje zatarta. Wartość męża jako przyjaciela i kochanka. Wartość żony jako kochającej, wiernej i oddanej. Wartość rodziny, która potrafi dać obuchem w głowę, żeby nas naprowadzić na dobre tory, gotowa w każdej chwili rzucić się z pomocą. I rozkoszny mały Aleksander biegający pomiędzy nimi i starający się zrozumieć o co tak naprawdę chodzi tym dorosłym.
(Późniejszy, dorosły Aleksander Biełow ma masę cech po obu rodzicach)

Żyj, jak chcesz, Aleksandrze – powiedziała Esther. – Twój dziadek byłby z ciebie taki dumny. Jesteś Barringtonem. Uprzywilejowanym dzieckiem, dzieckiem wolności. Jako Barrington możesz wybierać własną drogę w życiu.

Paullina Simons urzekła mnie od pierwszego zdania jej autorstwa, jakie przeczytałam. Głównie przez realizm i prawdę jakie płyną ze stron oraz przez sposób ujmowania emocji. Czuje się je w głowie w sercu i pod wiecznie wilgotnymi powiekami. Czuje się je na każde wspomnienie miejsca, bohatera czy sytuacji opisanej w książce. Dzieci wolności nie do końca przypadły mi do gustu, ale Bellagrand udowadnia, że czas nie był zmarnowany. Nie ważne są delikatne nieścisłości, jakie można wyłapać po przeczytaniu wszystkich pięciu książek. Wydaje mi się, że podróż przez dzieje trzech pokoleń Barringtonów i wmieszanych w to Attawianów i Mietanowów jest niezwykle szczegółowa i dokładna. To rewelacyjna pozycja!
Należy nadmienić, że biorę się do ponownego przeczytania Ogrodu letniego, który poleciałam nieco po łebkach, a który teraz nabiera zupełnie innego znaczenia. Chcę jeszcze raz „zobaczyć” Aleksandra, po latach powracającego do ojczyzny i walczącego o marzenie, którego spełnienia nie doczekała się jego matka.

Moja ocena 8/10

– A jeśli się mylisz co do Rosji, Harry?
Westchnął. Nie otwierając oczu wyciągnął rękę, pogładził ją po plecach, pochylił się, pocałował ją w twarz, przytulił.
– Nie zamierzam się mylić.

autor Paullina Simons
tytuł oryginału Bellagrand
wydawnictwo Świat Książki
data wydania 19 listopada 2014
liczba stron 512

Agencja Reklamy Arte Studio