

„Chłopcy z Placu Broni”
Ukochane miejsce zabaw jest zagrożone. Grupa chłopców postanawia zewrzeć szeregi, zmobilizować siły i stanąć w obronie swojej dziecięcej ojczyzny. Pod dowództwem Boki przedzierają się do oddziału nieprzyjaciela i poznają jego plan. Okazuje się jednak, że zostali zranieni w najgorszy sposób. Ich wspaniała przyjaźń zostaje skalana paskudną zdradą.
Zaczęłam czytać „Chłopców…” z zapewne znanego Wam już powodu. Bo „lubię wracać tam, gdzie byłam już”. I badać jak mój dziecięcy umysł został zdewastowany przez dorosłość. Jak wyszło tym razem?
Okiem dziecka
Wiele lat temu, kiedy przerabiałam ją w szkole zapadła mi głęboko w serce głównie dzięki wielkim emocjom, jakie autor podkreśla na każdym kroku. Wierność, posłuszeństwo zasadom, przyjaźń, poczucie przynależności do grupy, odwaga. Każde dziecko marzy o tym, żeby mieć swoją „bandę”, z którą poczuje zew przygody. A w „Chłopcach…” zew jest o tyle duży, że polega na wydarzeniach zupełnie realnych. Szpiegowanie wrogiej grupy, walka o terytorium, niepewność kto zwycięży, przyciąga dzieciaki jak magnes już od ponad stu lat. Walka odbyła się na zasadach, w których nikomu nie dzieje się krzywda, więc potencjalny czytelnik nie wychodzi ze strefy dziecięcego bezpieczeństwa. Zabawne elementy w postaci Związku Zbieraczy Kitu i finalne ogromne wzruszenie dopełniają obrazu nasyconej całości.
Z perspektywy dorosłego
Książka charakteryzuje się nieskomplikowaną konstrukcją fabularną oraz ładnym i przystępnym dla młodego czytelnika językiem. Dziś widzę ile wysiłku włożył autor w wykreowanie swoich bohaterów. Setki razy podkreślał słabość i mizerność jednego, i mądrość oraz rezolutność drugiego chłopca. Zależało mu na tym, żeby dziecko to poczuło, ale dorosły pojął coś dużo więcej. Właściwie można było przewidzieć zakończenie, bo niemalże mówił o tym wprost. We wszystko włożył również zbyt wiele dramatyzmu, przez co niektóre zachowania wydawały się być nad wyrost.
Czy mi to przeszkadzało?
Nie. Nic a nic, ponieważ czytałam ze świadomością, że to książka dla dzieci, a one czasami potrzebują silnego, konkretnego bodźca. Uważam, że rzeczywistość grupy z Placu Broni została niesamowicie barwnie i realnie opisana. Zachwyciło mnie to. Nie wiem na ile ma się to z prawdziwym Budapesztem z początku XX wieku, ale wydaje mi się, że wszystko trzyma się faktycznego stanu rzeczy.
Wczoraj i dziś
To nieprawdopodobnie wartościowa lektura. Dosyć, że jest ciekawa, stanowi przygodę sama w sobie, to jeszcze posiada delikatnie zarysowany wątek historyczny i lawinę pozytywnych wartości, jakie towarzyszą chłopcom na co dzień. Powieść uczy miłości i wierności swoim ideałom, uczciwości i i zasad fair play. Pokazuje, że czasami trzeba się postawić, że nie można ulegać strachowi i presji otoczenia. Można śmiało powiedzieć, że jej morał jest bardziej potrzebny dzisiaj niż w czasach, w których powstała.
Patrząc na nią od strony praktycznej to jedna z niewielu lektur, które zachęcają do zawarcia bliższej znajomości z literaturą. Zapewnia wzruszenia i wzniosłe chwile, które odciskają pozytywne piętno na sercu i umyśle. Wzrusza swoją prostotą. Zachwyca lekkością.
Przeczytałam ją po latach z olbrzymią przyjemnością, dałam się porwać.
Moja ocena 9/10
Pastorowie zabrali mi kulki w muzeum dlatego, że byli silniejsi. Ale nie sztuka, żeby dziesięciu chłopców pastwiło się nad jednym. Możecie mnie nawet bić. Nie obronię się przed wami. Mógłbym przecież uniknąć tej kąpieli, gdybym do was przystąpił. Ale wolę, żebyście mnie raczej utopili albo zabili, niż żebym miał zostać zdrajcą, jak ten, co tam stoi…