CZTERY WESELA I ROZWÓD
CZTERY WESELA I ROZWÓD
„Cztery wesela i rozwód”

Wesoła plątanina zdarzeń i okoliczności prowadzi nas przez prawdziwy życiowy labirynt.

Czworo przyjaciół wierzy w miłość.
Dwójka z nich: Maja i Malwina, wchodzą już na nową drogę życia.
Maja wyszła za swojego ukochanego, ale nie może przestać myśleć o byłym, który co gorsza odezwał się do niej po latach. Łączą ich już tylko złe wspomnienia, ale co zrobić, kiedy to właśnie z nim przeżyła najgorętsze chwile?
Malwina z kolei jest zakochana po uszy w swoim bogatym narzeczonym. Woli jednak nie poznawać go tak do końca i zupełnie. Woli, żeby jego dochodowy biznes pozostał tajemnicą, bo czasami lepiej wiedzieć mniej.
Sprawa Kostka i Michaliny pozostaje bardziej skomplikowana. Konstanty jest gejem, który nadal szuka swojej drugiej połówki, a Michalina otyłą dziewczyną, którą choć emanuje kobiecością, nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś mógłby to dostrzec.

Jak to w życiu bywa na horyzoncie już piętrzą się problemy. A jak to u Anity Scharmach bywa im ich więcej tym weselej.

Lektura „Cztery wesela i rozwód” skłoniła mnie do pewnej refleksji. Zadałam sobie pytanie jak ja bym się zachowała na miejscu bohaterów w poszczególnych scenach. Jak wyglądałaby dana sytuacja z mojej perspektywy. Odkryłam, że wcale nie tak zabawnie. Jestem z tych przejmujących się wszystkim i zdaje się, że zdarza mi się nie dostrzegać czasami komizmu własnej codzienności. Zalecam książkę takim jak ja, jako zastrzyk pozytywnych myśli i uczuć, które być może pomogą nam znaleźć miejsce na więcej uśmiechu.

Cudowni, ludzcy bohaterowie i ich perypetie, które, jak tak im się przyjrzeć, mogą się zdarzyć każdemu, ukazują właśnie ten nieoczywisty fakt. Często zamiast przeżywać analizujemy i martwimy się. Zatracamy spontaniczność na rzecz wyważenia i powagi, bo być może w pewnym wieku już nie wypada. I ta niepozornie zabawna historia pokazuje mi jak bardzo nie warto brnąć w tą powagę. Może rzucenie się z nurtem i nie kontrolowanie każdego słowa jest dużo lepszym pomysłem?

Lwią część książki zajmuje bardzo popularny ostatnio temat: body positive. Tęga Michalina niby ma swoje miejsce na świecie. Ma pracę i przyjaciół. Jest pogodzona z tym, że wygląda jak wygląda. Lubi siebie. Nie dopuszcza jednak myśli, że ktoś mógłby ten wygląd docenić. A kiedy taki ktoś się w końcu pojawia i nie pozwala się odtrącić dziewczyna przeżywa prawdziwy wstrząs.

Uwielbiam literaturę Anity Scharmach (link) głównie przez jej bezpruderyjność. W książce „Cztery wesela i rozwód” penis jest nazwany penisem (no chyba, że ten Gąsiora), a skręt służy do wypalenia, a nie wywołania świętego oburzenia. Dziewczyna z nadwagą jest seksowna, a homoseksualny związek piękny i romantyczny. Cudownie otwarte serce autorki pozwoliło jej stworzyć coś przekomicznego i przepięknego. Bardzo bym chciała, żeby tak właśnie wyglądał świat.

Podsumowując:

Anita Scharmach nie bez powodu jest nie tylko jedną z moich ukochanych autorek, ale również taką, która jeszcze nigdy nie rozczarowała swoją twórczością. Tak naprawdę zanurzając się w książkę jej pióra trzeba mieć świadomość, że wskakujemy do worka pełnego niespodzianek. Jest tak nieprzewidywalna i tak pięknie rozbudza emocje, że za każdym razem pozostaję pod ogromnym wrażeniem.
W tej niedługiej komedii odkryłam wiele piękna życia i otrzymałam tak ogromną dawkę ciepłych uczuć, że nie potrafię wymazać jej z serca. Pozostawiła mnie z uśmiechem i zapewnieniem, że kiedy brakuje nam już sił i argumentów wystarczy się po prostu roześmiać.

Moja ocena: 8/10

Agencja Reklamy Arte Studio