

„dEfekt Lucyfera”
Tymon Dantej – były policjant. Mężczyzna zupełnie pogubiony. Swoje życie poddał dawno temu, kiedy spotkała go straszliwa tragedia. Jest samotny z wyboru, nie dopuszcza do siebie nikogo poza swoim psychiatrą. Pogrążony w żalu, nie potrafi normalnie funkcjonować.
Adam Wrona – detektyw. Mężczyzna doskonale odnaleziony w swoim pogubieniu. Do życia obudziła go tragedia jaką przeżył. Nie preferuje samotności, najczęściej wybierając towarzystwo rozpustnych kobiet i nikczemnych typków w ciemnych zaułkach. Ma niewątpliwie cyniczne poczucie humoru, jest bezczelny i brawurowy, a jego ulubione hobby to balansowanie na granicy prawa i aż nazbyt częste spadanie po jej niewłaściwej stronie.
Dzieli ich wszystko, co więc połączy?
Obydwoje są doskonałymi śledczymi. Ich zdolność bezbłędnej dedukcji niczym dodatkowy zmysł pozwala przeniknąć zamiary przestępcy i wyciągnąć ściganego choćby spod ziemi. Łączy ich wspólny cel i… wspólne ciało.
Dantej/Wrona to jeden człowiek cierpiący na rozdwojenie jaźni. Po przeżytej traumie Tymon załamany życiem popada w coraz większą beznadzieję. Emocje jednak potrzebują wybrzmieć. Do głosu dochodzi jego alter ego, jego mroczny pasażer – Adam. Adam robi dokładnie to na co Tymon już nie ma siły. Korzysta z uroków życia przy okazji szukając wendety.
Każdy jest indywidualnym bytem i ku uciesze czytelnika każdy uważa się za prawowitego właściciela ciała. Nie wiadomo kiedy pojawi się pokorny Tymon, a kiedy hulaka Adam. Co najciekawsze przed tym zadziwiającym duetem stanie olbrzymie wyzwanie. Współpraca.
Pośród czterech ścian tworzą diabelski plan…
Mam nadzieję, że recenzja wyjdzie mi równie niebagatelnie jak niebagatelna jest książka.
Adam Wrona robi niezłe zamieszanie, w skutek czego Dantej budzi się w areszcie. Nie jest to dla niego nowością i w miarę czytania dowiemy się, że areszt nie jest najgorszym miejscem, w jakim można się obudzić. Tym razem jednak sytuacja wygląda trochę inaczej. Dziwne zachowanie funkcjonariuszy od razu alarmuje byłego policjanta. Wkrótce wychodzi na jaw, że komisarz chce jego udziału w śledztwie. Ma współpracować z jego córką, nieugiętą, sprytną Sonią, a celem pogoni ma być seryjny morderca zwany Kanibalem/Organistą. Przebiegły kanibal stopniowo wycina organy ofiar i je pożera. Czasu jest coraz mniej. Do jakich wniosków dojdzie Dantej i co na to Wrona?
– […] Doktorku, ludzie wszędzie umierają i zawsze będą. Jak Bóg ma to w dupie, to czemu ja się mam tym przejmować?
– Przecież nie wierzysz w Boga.
– Lepiej zapytaj Jego, czy wierzy we mnie.
To jedna z najoryginalniejszych fabularnie książek jakie miałam przyjemność czytać. Wypisanie atutów, dzięki którym mogłabym Was zachęcić do przeczytania, będzie czystą przyjemnością, ale również wyzwaniem. Wiem, że nie lubicie zbyt długich recenzji, a o tej książce chciałoby się pisać.
Bohaterowie.
Cóż za barwna mieszanka!
Przede wszystkim Dantej/Wrona, człowiek zupełnie nieprzewidywalny, nieokiełznany, inteligentny, przytłoczony i wyzwolony, spolegliwy i zbuntowany, pokorny i rozwrzeszczany i, co najfajniejsze, nie wykreowany na superbohatera. Nie znoszę postaci doskonałych. Silnych, przez co niepokonanych i nieomylnych. On/Oni w obu wersjach są bardzo ludzcy i mają całą długą listę ludzkich przywar. Potrafią sobie nawet wzajemnie dokuczać, nie znoszą się będąc swoimi dokładnymi przeciwieństwami. Dantej żyje w ascezie, Wrona prowadzi raczej dekadencki tryb życia.
Poczucie humoru.
To głównie zasługa Wrony. Cięte riposty są jego specjalnością, a komiczne tarapaty w jakie wpada przez niego Tymon bawią do łez. Nie orientuję się za bardzo na czym polega rozdwojenie jaźni i na ile fakty pokrywają się z opisem autora, ale na pewno nie jest tak zabawne jak w scenach książkowych. Płakałam ze śmiechu, kiedy Tymon starał się odnaleźć w sytuacji, w której pozostawił go Adam i na reakcje otocznia, kiedy przyczyna zamieszania okazywała się nagle zupełnie potulnym facetem.
Klimat.
Klimat jest zdaje się największym atutem książki. Gęsty, mroczny i ociekający histerycznym wręcz strachem. Psychodeliczne sceny snów wzbudzają dezorientację i silny niepokój. Obraz psychopaty obezwładnia swoim perfekcjonizmem. Tajemnice skrywane w piwnicy od razu przywiodły mi na myśl Brady’ego Hartsfield’a z osławionej trylogii Kinga i przyznać muszę, że obaj panowie mogliby się ścigać w swoim popapraniu. Cieszyłam się, że autor daje chwilę wytchnienia podsuwając nam „suchary” w wykonaniu Wrony, bo momentami wrażenie trwogi było naprawdę mocne.
Podsumowując Rafał Wałęka serwuje nam kawał naprawdę dobrej prozy. Nie mogąc się zdecydować czy to bardziej kryminał czy dreszczowiec lokuję swoją opinię gdzieś pomiędzy. Coraz rzadziej spotykamy taką dbałość o detale. Staranność i precyzja budowania fabuły, oraz różnorodność używanych synonimów sprawiła, że to jedna z najlepiej napisanych książek jakie poznałam. Nieprzesadzona kwiecistość opisów przełamywana prostotą dialogów nadaje bohaterom realizmu prawdziwych ludzi, a zastosowany zabieg „w słabości siła” podbija ten efekt. Z najgłębszego strachu wyrywa nas scena komediowa, niewymuszona subtelna erotyka przeplata się z ponurą rzeczywistością, a szalony pościg natrafia co rusz na równie szalone zwroty akcji. To książka o walce jaką toczy zło z jeszcze większym złem. Bo przecież dobro i złem czynić można.
Cóż więcej powiedzieć, żeby nie przeciągać i nie zacząć przynudzać? POLECAM!
Moja ocena 9/10
rok wydania: 2015
liczba stron: 270
gatunek: kryminał/thriller
fanpage autora: KLIK