

„Dzieci wolności”
Błogosławieni, którzy niczego nie oczekują, gdyż nigdy nie będą rozczarowani.
Młodziutka, bo zaledwie czternastoletnia Sycylijka Gina Attaviano przybywa wraz z matką i bratem do Bostonu. Już w porcie witają ich Ben i Harry. Mają w ofercie mieszkania dla nowo przybyłych imigrantów. Ku trwodze dwójki dorosłych Gina, która na dobrą sprawę jest dzieckiem, od razu wpada w oko dużo starszemu od siebie Benowi. Większe zaufanie budzi w nich jego kolega, cichy i niepozorny Harry, ale mimo to pozostają czujni. I całkiem słusznie, bo Harry okazuje się dziedzicem wielkiej fortuny Barringtonów, a więc towarzystwem zupełnie nieodpowiednim dla małej Giny. Lokują się w oferowanym mieszkaniu tylko na jedną noc, a następnego dnia rano jadą do Lawrence, pobliskiej miejscowości, w której mają sobie ułożyć nowe życie na obczyźnie.
Ben nie może sobie wybić z głowy młodej, pięknej i charyzmatycznej Włoszki. Pozoruje więc sytuacje, w których zaczynają się spotykać. U jego boku oczywiście niestrudzenie stoi najlepszy przyjaciel. Impas następuje, kiedy to Harry zauważa, że wzbudza zdecydowanie niestosowne zainteresowanie dziewczyny. Mimo że darzy ją olbrzymią sympatią i nawet niezłą porcją czułości decyduje się natychmiastowo zakończyć wszelkie z nią kontakty. W końcu piękna, usytuowana narzeczona może zacząć coś podejrzewać…
Spotykają się dopiero po pięciu latach. Gina przyjmuje amerykańską wersję swojego imienia, Jane, a Harry zupełnie traci dla niej głowę.
Nie sądzę, żebym mogła być zawiedziona, bo spełniły się wszystkie moje przypuszczenia co do tej książki. Po olbrzymim sukcesie „Jeźdźca miedzianego” (nie mam nadal książki, którą uwielbiałabym równie mocno), Paullina Simons chciała kuć żelazo póki gorące i wymyśliła sobie, że przedstawi nam historię rodziców Aleksandra.
Nigdy nie zapominaj skąd pochodzisz, Gino Attaviano.
Gina, dziewczyna szczera, otwarta, wiedząca czego chce od razu wzbudza sympatię. Wie, że jest biedna, ma świadomość, że jest nikim i nie ma szans u szczytu arystokracji, gdzie swoje leże ma czarujący Harry, ale nie przeszkadza jej to w snuciu marzeń na jawie. Jest słodka w swojej naiwności i mądrości jednocześnie i gdyby miała okazję poznać Tatianę zaprzyjaźniłyby się od razu. Ich pełne temperamentu osobowości są niemal identyczne. Przypadek?
– Nie udowodnię, że cię kocham, dokonując fałszywych wyborów lub czyniąc fałszywe cuda ? szepnęła.
Harry. Cichy, zamknięty w sobie zostaje doskonale podsumowany. Był taki zamknięty, bo gdyby się odezwał musiałby pokazać jakim naprawdę jest człowiekiem. Ciągle niezdecydowany, nie wie czego i kogo chce w życiu. Tłumaczone jest to jako poszukiwanie i brzmi dosyć romantycznie. Niestety gdyby się przeniósł o prawie sto lat do przodu i pożył z nami, szybko byśmy mu udowodnili, że jest nikim więcej jak rozpieszczonym dzieciakiem obrzydliwie bogatych rodziców, który ma dwie lewe ręce do roboty. Wiem, że to brutalne i nieeleganckie, ale przeczytajcie, a sami się przekonacie, że w jego zbijaniu bąków nie ma niczego romantycznego.
Historia ich miłości jest miła dla oka, ale z perspektywy całości wygląda na mocno naciąganą.
Typowa droga zakazanego uczucia. Obydwoje wiedzą, że nie mają do siebie prawa, a jednak pokonują wszystkie przeszkody, żeby być razem. Kojarzy Wam się z czymś? Tak. Opisałam jeden z wątków Jeźdźca…, który nie ma nic wspólnego z tchórzliwym zachowaniem Harrego. Spodziewałam się, że wyłamie się spod ojcowskiego kieratu, powie z całą dumą i stanowczością, że wybiera ukochaną, stawi czoła całej tej swojej śmietance towarzyskiej, będzie silnym ramieniem dla Giny. Jak na szlachcica przystało. Tymczasem to ona jest dumna i silna, a on ucieka w kąt byłą narzeczoną i przyjacielem.
Pamiętacie jak w części „Tatiana i Aleksander” Tatiana jedzie do Barrington zobaczyć się z Ester, ciotką Szury? Kobieta miała pełne podstawy, żeby źle ją przyjąć. Co więcej ojciec Harrego byłby idiotą, gdyby go nie wydziedziczył wyrzucając z domu. Simons zapewne miała taki zamysł i udało jej się stworzyć kolejnego w swej twórczości bohatera, który nie wzbudza grama sympatii.
Bo w ostatecznym rozrachunku wolność – prawdziwa inspiracja wszystkich idealistów, poetów artystów – jest jedyną ludzką przygodą, dla której warto żyć.
Podczas, kiedy trylogia Tatiany i Szury jest pełna poświęceń, cierpienia, miłości i namiętności, jak na razie jego rodzice nie mogą się poszczycić niczym takim. Właściwie ich historia jest karygodnie spłyconą wersją Jeźdźca. Gina jest szczerze zakochana w Harrym, ale z mojej obserwacji wynika, że z jego strony jest to tylko ślepa fascynacja kobietą tak różną od tych, w których towarzystwie się obracał. Sprawę pogarsza również świadomość końca ich dziejów. Tragedii do jakiej ostatecznie doprowadzi tak dobrą i fajną dziewczynę…
Fantastycznie wspominam jednak rodzinę Giny. Napisani są tak mocno i dosadnie, że nie wiem, czy Włoch mógłby stworzyć bardziej wiarygodnych Włochów. Kiedy czytałam ich opisy widziałam kolory, ekspresje wypowiedzi, czułam zapachy świeżych przypraw i zapiekanej mozzarelli.
Wspaniale opisany początek dwudziestego wieku w Stanach. Kultura, obyczaje, wątki historyczne, które temu towarzyszyły (kanał panamski), co jest również cechą charakterystyczną autorki. Mistrzowskie przygotowanie się do powieści. Stroje, potrawy, spotkania kulturowe przenoszą do innej epoki.
Co mi utrudniło czytanie to bardzo rozbudowane wątki polityczno-społeczne, które po prostu usypiały.
Z przykrością muszę stwierdzić, że jako zagorzała jeźdźcowa fanka nie polecam lektury. Napisana i rozbita na dwie części dla czystego zysku nie wnosi większego zrozumienia i nie rozświetla niczego w późniejszych losach ich jedynego syna.
Polecam jedynie fanom Paulliny Simons. Jak to jest niezmiennie z jej magią mimo iż książka nie zachwyciła, usiadłam i zniknęłam w niej na cały dzień. Nawet przy tych nieszczęsnych politycznych opisach nie byłam się w stanie oderwać. „Pożarłam” ją i bez wahania biorę się za część drugą, „Bellagrand”.
Moja ocena: 4/10
Myślisz też o wyjeździe do Rosji. – Orville nie zamierzał odpuścić. – A to mnie martwi, nawet bardziej niż niespokojne Włochy.
tytuł oryginału Children of Liberty