

„Ela”
Ela jest pracownicą Mariusza. Obydwoje mają swoje życie i swoje sprawy. On jako mąż i ojciec zajmuje się dwoma biznesami, ona jako samotna matka koncentruje się na zapewnieniu nastoletniej Kornelii jak najlepszych warunków. Dzieli ich wszystko. Różnica wieku, status społeczny i materialny. Łączy tylko jedno. Niepochamowana, ogromna miłość, która ku konsternacji obojga nie daje się w żaden sposób stłamsić.
Jakim zdziwieniem był dla mnie fakt, że klasyczny schemat tego typu romansu został zrealizowany na pierwszych pięćdziesięciu stronach. Zauroczenie, odkrycie, że fascynacja jest prawdziwym uczuciem, związanie się ze sobą „mimo wszystko”. Zachodziłam w głowę co tu się będzie działo, skoro stało się już wszystko. Okazało się, że Ela Downarowicz zafundowała swojej imienniczce historię zgoła inną niż założyłam. Dużo trudniejszą i bardziej wyboistą niż ktokolwiek mógłby zakładać.
Ile można usprawiedliwić miłością i pragnieniem ocalenia rodziny?
Do czego posunie się kobieta chcąca za wszelką cenę zatrzymać przy sobie mężczyznę?
Gdzie leży granica między chorobą a bezwzględną nienawiścią?
Na te pytania może nam odpowiedzieć Klaudia, trzecia w duecie. Żona Mariusza jest gotowa na wszystko i staje do otwartej wojny o męża. Pisząc, że nie cofnie się przed niczym nie mogę dać wam pełnego obrazu dosłowności tego stwierdzenia. Nad parą zawisają tak czarne chmury, że w pewnej chwili pod znakiem zapytania staje jakakolwiek możliwość ich przegonienia.
Autorka stworzyła powieść mocną i dosadną. Fragmentami wymagającą stalowych nerwów i wywołującą poczucie bezsilności. Sytuacja, z jaką przyszło się mierzyć Eli była poniekąd testem uczuć. Bo gdyby nie darzyła Mariusza prawdziwą miłością zdezerterowałaby czym prędzej.
Księżka jest niemal wybuchową mieszanką zarówno wielkiego zła jak i dobra. Kontrastują w niej takie uczucie jak miłość i nienawiść, zazdrość i bezwarunkowe oddanie, bezwzględność i łagodność, radość i strach. I z jednej strony byłam pod wrażeniem tego jak autorka profesjonalnie podeszła do tematu. Nie owijała w bawełnę i nie starała się niczego ugładzić delikatnością. Nazwała rzeczy po imieniu i konsekwentnie utrzymywała wykreowane sylwetki. Ale z drugiej strony zachodziłam w głowę jakim cudem jawnie dokonana zbrodnia tak długo może uchodzić płazem. No i nie musiałam się zbyt długo nad tym zastanawiać, bo odpowiedź była raczej oczywista.
Mariusz, wybranek serca Eli, jest typem mężczyzny, bohatera, człowieka, którego radziłabym omijać szerokim łukiem. To jego niezdecydowanie i słaby charakter wepchnął Elę w ręce tragedii. Jego strach przed konsekwencjami zostawił dzieci pod opieką niepoczytalnej osoby. Dopuścił do zbrodni i otwarł furtkę kolejnym traumatycznym wydarzeniom. Daje to obraz prawdziwej miłości Eli. Gdyby jej uczucie nie było tak potężne zupełnie zdrowym i rozsądnym zachowaniem byłoby jak najszybsze zakończenie tej znajomości. I mówiąc o dobrych i złych charakterach tej powieści należy wskazać Elę i Mariusza.
Jako matkę ujęła mnie bardzo realistyczna, niepozbawiona potknięć, ale pełna ciepła i mądrości relacja rodzic-dziecko. Kornelia jako już odchowana i prawie dorosła dziewczyna potrafiła dać matce wsparcie, wyrozumiałość i wspólnie z nią walczyć o szczęście. Dzieciaki Mariusza z kolei skrzywdzone okropnie przez matkę wykazały się ogromną empatią i wzruszyły mnie ogromnie swoimi staraniami zrozumienia sytuacji. To było bardzo życiowe i ogromnie poruszające.
Podsumowując:
To naprawdę dobra książka opowiadająca o przekraczaniu granic, upadkach i podnoszeniu się z kolan. Momentami bardzo dosadna, okrutna, co jest jej atutem, ale jednocześnie subtelna i delikatna jak jej główna bohaterka Ela. Ela, której historia jest potokiem łez. Tych bólu i tych radosnych. Właściwie jak życie każdego z nas. Pełne słodyczy i dziegciu.
Serdecznie polecam tę książkę i ostrzegam. Pochłania i nie daje się odłożyć!
Moja ocena: 7/10
„Połączył ich los, bo tak mówiła ich linia życia, czy zadecydował o tym zwykły przypadek?
Stanęli sobie na drodze zupełnie nieświadomie czy buli sobie przeznaczeni?
Czy ich losy miały prawo się skrzyżować?”.