

„Forrest Gump” (t.1)
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia jak mogłabym pokrótce przedstawić Wam tę książkę. Ślęczę nad tym już od kilkunastu minut i nic nie przychodzi mi do głowy. Kiedy brałam ją do ręki śmiałam się w głos. Jak ten długi, intensywny film pomieści się w niecałych trzystu stronach powieści? Kiedy zamykałam ostatnią stronicę moje myśli wędrowały w zupełnie przeciwnym kierunku. Zastanawiałam się ile godzin musiałby trwać film, żeby można w nim było zmieścić wszystkie przygody Forresta zawarte w książce.
Forrest Gump, to opóźniony, prawdopodobnie autystyczny, chłopiec z Alabamy. Od samego początku, od pierwszego zdania poznajemy go jako pełnego pogody ducha i bardzo przyjaźnie nastawionego do świata człowieka, który jest w pełni pogodzony ze swoją ułomnością. Jest nękany przez rówieśników i społecznie uważany za idiotę, ale znajduje na swojej drodze kilka osób, które nie są ślepe na jego potencjał. A potencjał drzemie w nim ogromny.
Mimo upływu lat Forrest z dziecięcą pasją przemierza świat, żeby się przekonać, że tak naprawdę niewiele jest mu potrzebne do szczęścia. Zostaje mistrzem wielu dziedzin. Futbolu, szachów, ping-ponga, zapasów, wyrusza w kosmos i brata się z dzikimi plemionami, staje się bohaterem wojny w Wietnamie. Dorabia się milionów i zdobywa światową sławę. Jednak pozostaje wierny jednej jedynej wartości, którą ceni w swoim życiu ponad wszystko.
Miłości do Jenny.
Kiedy przeczytałam tekst, który wyżej umieściłam, uznałam, że jest tego tak wiele, że od samego streszczenia można poczuć przesyt. Czytając książkę jednak go nie zaznałam, ponieważ ważniejsze było dla mnie nie to, co Forrest w danej chwili robi, a to co widzi i czuje. Bo Forrest Gump to jedna z najinteligentniejszych i najbardziej empatycznych osób w całej literaturze. Jego nie do końca sprawny umysł pozwolił mu patrzeć na świat przez pryzmat niewinności. Choć ciało dorastało, a mózg rozwijał nowe umiejętności Forrest pozostawał nie do końca świadomy ludzkiego okrucieństwa i sposobu, w jaki był traktowany. Zdarzały się chwile, kiedy czuł irytacje, ale przyjmował wszystko z pokorą, wychodząc z założenia, że najwyraźniej tak ma być. Nie ma ludzi doskonałych, a on jest, jaki jest.
Przez całe swoje życie figę rozumiałem z tego, co się dzieje. Coś się robiło, potem coś innego, a potem jeszcze coś innego, a połowa z tych rzeczy bez żadnego sensu. Ale Dan mówi, że to wszystko to część jakiegoś planu, a najlepsze, co możemy zrobić, to znaleźć, jak możemy pasować do tego, no i potem trzymać się swojego miejsca. Jak to trochę załapałem, to rzeczy zrobiły mi się troszkę jaśniejsze.
Sposób, w jaki autor wczuł się w psychikę Forresta jest zdumiewający. Pierwszoosobowa narracja napisana w cudownie naiwnym, kompletnie niepoprawnym stylu początkowo strasznie mi przeszkadzała. Przez pierwsze strony nie potrafiłam się odnaleźć na stronach poprzetykanych dziesiątką błędów. Forrest nie wyrażał się poprawnie, przekręcał wiele słów, masy rzeczy nie rozumiał i kiedy już do tego przywykłam zupełnie zatonęłam w tekście. Bo własnie te błędy nadawały głębię wszystkiemu innemu.
Fabuła gna do przodu. Książka ma poniżej trzystu stron, a zawiera przekrój przez zmieniające się na przestrzeni lat normy kulturowe Stanów. Poznajemy dwóch amerykańskich prezydentów, krzyczymy wraz z hipisami pod Kapitolem, wyruszamy z NASA w lot kosmiczny i obserwujemy realia wojny w Wietnamie. A wszystko to okiem Forresta, który nie rozumiał dlaczego tak się dzieje, dlaczego coś musi zrobić, dlaczego na niego krzyczą i za co go chwalą. Po prostu zawsze starał się robić wszystko jak najlepiej.
Jak każdy marzę sobie różnie i ciągle myślę, jakby też to mogło być inaczej. A potem, wiecie, nagle mam czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat.
Zwięzłość fabularna sprawia, że strony same umykają spod palców. Na każdej coś się dzieje, więc naprawdę ciężko wybrać chwilę na przerwę, chciałoby się doczytać jeszcze kawałek i jeszcze. Ze zdziwieniem odkryłam fakt, że jest drugi tom przygód Forresta Gumpa. Nie miałam o tym wcześniej pojęcia i z ogromną ciekawością powrócę do tego fascynującego bohatera. Bo jest on fascynujący na wielu płaszczyznach. Jego dobroduszność i prostolinijność urzekają. Tendencja do dawania plamy w najbardziej zaskakujących sytuacjach bawi do łez. Sposób, w jaki przeżywa swoje życie i filozofia, którą sobie wypracowuje niezmiernie wzrusza.
To kompletnie odrealniona, a jednocześnie strasznie życiowa powieść, w której zaskakuje każda strona.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Mogę być idiotem, ale przecież przez cały czas chciałem robić dobrze, a marzenia to marzenia, nie? Co tam jeszcze będzie, to zawsze mogę patrzeć w tył i powiedzieć: przynajmniej nie było nudno.
Czy nie mam racji?
P.S. Ciężko jest się oderwać od filmowego wizerunku Toma Hanksa. Chociaż bardzo się starałam nie udało mi się to do końca. Ale przyznaję, że książka jest dużo lepsza, ponieważ w filmie zbyt wiele scen jest napisana pod widza. Żeby mocniej rozśmieszyć, czy wzruszyć. Książka stawia bohatera w bardziej życiowym świetle, co według mnie daje dużo lepszy efekt.