

„Gorzej być (nie) może”
Kontynuacja przygód sześciu zwariowanych przyjaciółek, bohaterek książki „Mąż potrzebny na już”. Życie Zosi wydaje się wręcz idealne. Bogata dziedziczka nie ma w zwyczaju się niczym przejmować. Przyziemne problemy zdają się ją omijać szerokim łukiem, jednak los, a w zasadzie bliscy postanawiają to zmienić. Kiedy wydaje się, że gorzej być już nie może, Zosia uświadamia sobie, w jak wielkim jest błędzie. Czy zakochana w sobie bogaczka poradzi sobie z problemami, których nie są w stanie rozwiązać pieniądze jej ojca? Nadeszła pora, aby rozpocząć walkę egocentryzmu, pieczołowicie pielęgnowanego od urodzenia, z uśpionym głęboko ziarnem altruizmu, które chce wykiełkować.
Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki Book Tourowi organizowanemu przez właścicielkę bloga Miłość do czytania.
Bohaterką drugiego tomu powieści Małgorzaty Falkowskiej jest Zosia. Wiecie, Majer z TYCH Majerów!! Zosia niezbyt często robi coś poza ładnym wyglądem. Niezbyt często myśli o czymś poza sobą. Chociaż na plus trzeba dać to, że po dziesięciu latach udało jej się w końcu ukończyć kosmetologię. Niesiona na skrzydłach swojej wspaniałości i zainspirowana filmem porno, w którym odegrała główna rolę, postanawia podjąć drugi kierunek studiów. Seksuologię kliniczną. Ehh…
– Maj nejm Zosia Majer, łit tych Majer. Aj plis ju noł tiwi in rum fader end Baśka. Zuzia noł in hołm – mówiłam, starannie akcentując słowa. – Fenk ju.
Tym razem przenosimy się do świata luksusu i perfekcji. Zapatrzona w siebie i tylko w siebie bohaterka ma przed sobą ciężki rok. Do rodzinnej rezydencji wprowadza się Baśka (przyjaciółka Zosi i partnerka jej ojca) z małą Zuzią, nową siostrzyczką dziewczyny. Jak się okazuje nawet ona ma większy iloraz inteligencji od Zosi :/ Co więcej przyszła macocha jest zdecydowana wpoić w nią jakiekolwiek życiowe zasady. Obudzić księżniczkę, wyrwać z transu i jakkolwiek przygotować do życia. A co najgorsze wszyscy, łącznie z ojcem, ją w tym wspierają. Podstępna Baśka wymyśla cały szereg intryg, żeby wpakować dziewczynę w sytuacje bez wyjścia. Jednak Zosia nie byłaby Majer z TYCH Majerów, gdyby pozostała dłużna. Nie mniej prowadzi to bohaterkę do głębszego poznawania samej siebie i swoich możliwości. Odnajduje w sobie cechy i zdolności, o które nawet by się nie podejrzewała.
Jedni mają samochody, inni ubrania, a jeszcze inni nowoczesne zegary. Ja mam wszystko i jestem z tego zadowolona.
Czytanie o perypetiach Zofii było jak jazda na rowerze z zawiązanymi oczami. Ta dziewczyna to chodząca tragedia! I o ile wypadek rowerowy wcale nie byłby zabawny, tak ona owszem – była. Gagi i dowcipy prześcigały same siebie, a nasza bohaterka z (prawie) wszystkich niespodzianek serwowanym przez autorkę wychodziła z dumnie uniesioną głową. Co więcej zdaje się, że przy obmyślaniu słodkich zemst uruchomiła w swojej głowie proces myślenia…
Cięty język, zabawne złośliwości i bezpośredniość stają się wizytówką Falkowskiej. Podobnie jak w części pierwszej i tutaj koleżanki nie pozostawiają na bohaterce suchej nitki. I o ile w przypadku Berki wszystko trzymało się w pewnych granicach, tak tutaj sytuacja posunęła się za daleko. Jeśli decyduję się na przyjaźń z kimś, przede wszystkim darzę go pewnym rodzajem miłości, więc staram się zaakceptować jego wady. Nie bezkrytycznie, ale podejmuję wysiłki. Większość przyjaciółek była dla Zosi tak okrutna, że zamiast rozbawienia wywoływały mój gniew, a nawet smutek. Najbliższe przyjaciółki i większość osób z jej otoczenia najzwyczajniej ubliżały jej na każdym kroku, otwarcie nazywając głupią, nie szanując i wyśmiewając. Nie wiem czy kogoś to bawi, ale mimo fikcji literackiej i cynicznego zabarwienia powieści nie wzbudziło to we mnie pozytywnych emocji.
Uwzględniając jednak całokształt czytanie „Gorzej być (nie) może” jest bardzo fajną rozrywką. Próżno w niej szukać głębi, bez celu czekać na romantyczne wzloty. Nawet wątek wielkiej miłości jest naszpikowany fantastycznym, słodko-kwaśnym humorem. Zaskakujące zakończenie daje perspektywę na zupełnie inną część trzecią. Jeśli autorka oczywiście zechce pociągnąć ten wątek, to zobaczymy Zosię, którą w końcu będzie można podziwiać za coś więcej niż zjawiskową urodę.
Moja ocena 6/10
To się nie mogło dobrze skończyć! Po prostu nie mogło. Cokolwiek to było, ważne, że zawsze może być gorzej, nawet jak już nie może, to i tak może. Uwierzcie mi :).