

„Haker i dziewczyna” (t.3)
Sandra jest psychiatrą, a jej największym problemem jest to, że nie potrafi przestać analizować ludzi. Bez względu czy ogląda film, czy jest na spotkaniu z przyjaciółkami, czy na randce – każdemu serwuje terapię. To własnie jest powodem faktu, że prawie wszystkie jej randki kończą się łzami mężczyzny, a ona kompletnie nieusatysfakcjonowana samotnie wraca do domu.
Alex od ponad dwóch lat obserwuje Sandrę. Dokładnie od dwóch lat i dziewięciu miesięcy. Jest kelnerem w restauracji, do jakiej kobieta przychodzi z mężczyznami, którzy czasami nawet nie próbując posiłku wychodzą zapłakani. Zaczyna się kręcić wokół niej, żeby podsłuchać o co chodzi. Początkowo boi się, że Sandra jest podstawioną agentką, bo prawda jest taka, że Alex ma pewną tajemnicę do ukrycia. Szybko jednak jego obawa przeradza się w fascynację.
To już trzeci tom z cyklu Kółko Singielek Miejskich -> recenzje. Jak zapewne już wiecie jestem wielką fanką grupy przyjaciółek, które spotykają się cyklicznie na szydełkowaniu i nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Jestem również wielką fanką ich partnerów życiowych. Przerażającego Quinna i charyzmatycznego Nico. W tej części do grupy miał dołączyć kelner Alex… I aż mnie skręcało z ciekawości jaka komiczna sytuacja będzie się z tym wiązała.
Jak już pisałam Sandra funduje wszystkim terapię. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, ponieważ Sandra funduję terapię nawet sobie, a w jej głowie toczy się niekończący dialog. Nie monolog, jak u każdego z nas, a dialog. Bezustannie analizuje swoje zachowanie, reakcje i uczucia, zadaje sobie pytania jako psychiatra i odpowiada na nie jako pacjent. Przyznam, że kręciło mi się w głowie od tej kanonady.
Bohaterka nie ukrywa, że głównym punktem jej randek jest chwila, kiedy do jej stolika podchodzi kelner Alex. Mężczyzna o seksownym głosie i grzesznym wyglądzie każdorazowo przykuwa jej uwagę dużo intensywniej niż towarzysz wieczoru. Jest mocno zdziwiona, kiedy pewnego wieczoru, po wyjściu zapłakanej randki, Alex po prostu przysiada się do niej, tym sposobem rozpoczynając karkołomną przygodę. Jest dużo młodszy od niej, ma za sobą tragiczne dzieciństwo, kryminalną przeszłość, a na karku agentów NSA. Jest doskonałym materiałem na pacjenta i jako jedyny z długiego sznureczka nie płacze.
To zupełnie inna część niż pozostałe. Opiera się na tym samym schemacie poznawania się i uwodzenia, odkrywania tajemnic i rollercoastera wydarzeń na zakończenie. Odbiega jednak emocjonalnie od reszty cyklu. Być może dlatego, że główna bohaterka jest analitykiem ludzkiej psychiki, to właśnie na nią stawia autorka. Choć scen wyciskających łzy śmiechu nie brakuje jest zdecydowanie poważniej. Dotykanie bolesnych wspomnień, nieufność, strach. To był główny powód tego, że zrobiło się jakby gęściej i poważniej.
Mam wiele do napisania o męskich rolach i nie wiem czy zacząć od wad czy zalet. Przede wszystkim Nico. Bohater poprzedniego tomu (Przyjaciele bez bonusu recenzja) jest moją totalnie ulubioną postacią w całej serii, a w tej części, mimo że występuje tylko gościnnie, robi jakieś pięćdziesiąt procent przezabawnych scen. Jest genialny! Quinn, przerażający większość osób swoją groźną miną, jak zwykle ratuje całą sytuację. Natomiast Alex jest jedynym z całej trójki, który ani trochę mnie nie uwiódł. I to jest największa bolączka mojej opinii. Zero chemii między nami. Zabrakło czegoś. Nie potrafię sprecyzować czego, ale czynnik przyciągania nie wystąpił.
Wysilając się jednak na minimum obiektywizmu muszę przyznać, że fabuła tej części była doskonale skomponowana. Tajemnica wisząca nad kelnerem Aleksem intrygowała od samego początku aż do jej rozwiązania niedaleko finału. Po prostu pożerałam tekst, żeby jak najszybciej się dowiedzieć co wywinął, że ściągnął na siebie aż takie kłopoty. Chemia między bohaterami kipiała niespełnionym pragnieniem, a wodzenie się wzajemnie na pokuszenie ekscytowało zarówno zainteresowanych jak i czytelnika.
Głównym atutem powieści Penny Reid jest niesamowite, ponadprzeciętne poczucie humoru. Każda z postaci ma je troszkę inne i zwykle ich miks eksploduje z taką siłą, że biedna ja zwijam się ze śmiechu i kończę książkę gdzieś na ziemi pod fotelem. Czy tak było i tym razem? Troszkę słabiej. Grubszy kaliber problemu, zagubienie i niepewność bohaterów chwilami były warte szczerego współczucia, nie śmiechu.
Szczerze polecam. To rewelacyjna komedia z cudnym wątkiem humorystycznym i genialnie napisanymi postaciami. Ja naprawdę rzadko daję się porwać komediom, bardzo ciężko mnie rozbawić i właśnie dlatego tak uwielbiam książki Penny Reid. Za ten cykl oddałabym miliony monet, bo wdziera się przebojem do głowy i serca. Jeśli przeczytaliście tomy poprzednie, myślę, że nic Was nie powstrzyma od poznania również tego. Autorka po prostu kipi wszystkim, co powinien mieć twórca komedii romantycznej. Jeśli natomiast jeszcze nie znacie autorki, to zalecam zapięcie pasów bezpieczeństwa już jakieś sto stron przed końcem. Naprawdę można spaść z fotela! Pozwolę sobie wpleść fragment książki: Kocham te dziewczyny – z Nicolettą włącznie.
– Siema – odpowiedział Quinn mniej więcej w tym samym stylu. A potem stało się niewyobrażalne. Bo oto Quinn dodał: – Miło cię poznać.
Spojrzałam na Elizabeth, Elizabeth spojrzała na Fionę, Fiona na Marie, Marie na Ashely, Ashely na Kat, a Kat na mnie. Sześciokątne lustro zaskoczenia i podziwu.
Quinn Sullivan powiedział, że miło jest kogoś poznać. A niech mnie kule biją.
Moja ocena: 7/10