

„Jedwabna opowieść”
Do przeczytania książki zachęciła mnie recenzja mojej blogowej koleżanki i bywalczyni Kanapy – Śnieżynki. Nie ukrywam, że orientalny wątek rozgrywający się w Stanach Zjednoczonych od razu przywiódł mi na myśl moje ukochane „Kobiety rządzą światem” Elizabethh Adler. Niezwłocznie skontaktowałam się z wydawnictwem i tak oto stanęłam w szranki z tą historią.
Inara dziedziczy po ciotce posiadłość na wyspie Orcas. Jest ona tłem najpiękniejszych i najstraszniejszych wydarzeń jej życia. W czasie pełnych melancholii oględzin domostwa odnajduje fragment pięknie haftowanego materiału. Na kawałku jedwabiu wyhaftowane są wzory wskazujące na chińskie pochodzenie. Wiedziona ciekawością oddaje go do badań pewnemu specjaliście uniwersyteckiemu. Nie może przypuszczać, że ten kawałek materiału skrywa tajemnicę, która zatrzęsie całą jej rodziną i zmieni jej życie. Stopniowo poznajemy historię Mei Lien będącą pierwszą mieszkanką domu. Chinka cudem umknąwszy straszliwej śmierci zostaje wyrzucona przez fale na brzeg wyspy Orcas. Znajduje ją tam Joseph – miejscowy listonosz – i ukrywa w swojej chacie przed mieszkańcami wyspy. Z biegiem czasu cicha dziewczyna i spokojny mężczyzna pokonując bariery kulturowe oswajają się ze sobą. On lubi jej obecność po powrocie z pracy, a ona czuje się przy nim bezpieczna. Pewnego dnia odkrywają, że nie wyobrażają sobie już życia bez siebie i właśnie tego dnia rozpoczęła się historia haftowanego materiału, który ponad sto lat później odnajduje Inara.
W jaki oto sposób losy Inary i Mei Lien połączą się.
Książka, jak się okazało, nie ma nic wspólnego z powieścią Adler i jest zdecydowanie bliższa „Kolorowi jej serca” opisującemu czasy afrykańskiego apartheidu. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam i dlatego nie miałam świadomości, że nienawiść na tle rasowym nie dotknęła tylko nacji murzyńskiej. W latach 80-tych XIX wieku przez Amerykę i Kanadę przeszła fala dyskryminacji Chińczyków. Traktowano ich jako gatunek bliższy zwierzęciu i pozbywano się często w okrutny, krwawy sposób.
Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak autorka przygotowała się do opisania tematu. W powieści występuje oczywiście fikcja literacka, jaką jest postać samej Mei Lien, ale wszystko jest poparte prawdziwymi wydarzeniami historycznymi. Uwielbiam ten sposób przyswajania wiedzy. Fakty w otoczce wspaniałej fabuły.
Sama fabuła jest pozornie skomplikowana, ale poprowadzona w sposób klarowny. Dwa wątki ciągle się ze sobą przeplatają.
Z jednej strony mamy Inarę, która próbuje się dowiedzieć czegoś o pochodzeniu materiału i jednocześnie zmaga ze swoimi prywatnymi problemami. Jest bardzo ambitną młodą kobietą stającą na przeciw despotycznemu, choć troskliwemu ojcu, żeby zrealizować swoje marzenia. Jej upór i determinacja są bardzo budujące. Lubię takie inteligentne, pewne swojego postaci zmagające się z własnymi słabościami. Lubię patrzeć na rozwój bohatera i właśnie w Jedwabnej opowieści mamy tego piękny przykład.
Z drugiej strony stoi Mei Lien, której życie jest z góry przypieczętowane. Choć w każdej linijce tekstu mamy nadzieję, że jakoś się ułoży widzimy w agresywnych, pełnych obrzydzenia reakcjach społeczności, że happy end graniczy z cudem.
Dzieje kobiet plączą się i nakładają na siebie. Dzięki dociekliwości Inary wyjątkowa historia Mei Lien zostaje opowiedziana.
Obie kobiety zmagają się z losem choć są skrajnie inne. Inara – przykład pewnej siebie Amerykanki – musi walczyć z siłą lwa o swoje marzenia. Mei Lien – cicha, skromna Chinka – musi walczyć o przetrwanie i szczęście swojej rodziny. Rodziny, która wedle panujących obyczajów sama w sobie jest skandalem.
Opowieść jest nie tylko wielowątkowa, ale również wielowymiarowa. Skrywa masę emocji i różnorakich zachowań. Właściwie, co jest bardzo ciekawym zjawiskiem, w rozstrzale ponad stu lat wydarzenia postępują po sobie niemal identycznym tempem. Od intrygującego początku, przez cicho rodzącą się miłość i potrzebę dbania o bliskich następuje walka o życie, o marzenia, aż docieramy do zakończenia, które w dwójnasób ciągnie za sobą dramatyczne wydarzenia. Malowniczość opisów dosłownie rzuca nas na cichą plażę, na której uderzające o brzeg fale opowiadają zupełnie nieprawdopodobną historię. Autorka używa bardzo ciekawego zabiegu polegającego na tym, że Inara często odkrywa co się stało u Mei Lien nim dotrzemy do tego wątku w przeszłości. Rodzi to magiczną więź między kobietami.
Książka budzi w nas milion emocji. Smutek, złość, nieśmiała radość i zwyczajny żal nad człowiekiem porywa, balansując między czasami współczesnymi, a XIX wieczną Ameryką w niczym nie przypominającą obecnego mocarstwa. Fajnie jest też poobserwować jedno miejsce na przestrzeni tylu lat i starcie dwóch tak bardzo odmiennych kultur. Polecam z całego serca jako powieść poruszającą, momentami wyciskającą łzy, wręcz angażującą emocjonalnie. Właściwie nie potrafię wskazać jej słabszych momentów. Wciąga bez reszty.
Szukaj mnie w liściach, w chmurach, w ptakach. Nie wiem, w jaki sposób do ciebie przyjdę, ale na pewno to zrobię. Nigdy nie będzie sam Yan-Tao. Nigdy.
Moja ocena 8/10