

„Kirke”
Kirke jest córką samego Heliosa – boga słońca i najpotężniejszego z tytanów. Jej matka, równie samolubna i bezwzględna, co piękna Perseida, nie darzy jej żadnym głębszym uczuciem. Kirke dorasta w pałacu pośród przepychu nieznanego śmiertelnym. Na co dzień obserwuje bogów i tytanów odwiedzających jej ojca. Błyszczących w blichtrze swojej nieśmiertelności, pysze i zuchwalstwie. Kirke nie akceptuje tego świata, a ten świat nie akceptuje jej.
Wyróżnia się. Jest odmieńcem.
Mimo swojej nieśmiertelności los obdarzył ją ludzkimi uczuciami.
Mityczny skarbiec
Mitologia, od momentu, w którym odkryłam, że takie coś w ogóle istnieje, była dla mnie tym, czym dla innych są baśnie braci Grimm, czy Walt Disney. Pobudzały moją wyobraźnię w ten niezwykły sposób, który odrywa nogi od ziemi i pozwala nieskończenie długo, na milion sposobów bujać w obłokach.
Czy znajdują się wśród Was tacy, którzy mają odmienne zdanie?
Jeśli tak, to muszę Wam powiedzieć, że nie trzeba ani znać ani lubić mitycznego świata, żeby zupełnie przepaść w dziejach Kirke.
Potulny baranek czy bogini?
Od najmłodszych lat trzymała się na uboczu albo siedziała potulnie u stóp ojca, wszechpotężnego słońca, i obserwowała. Należy wspomnieć, że pojęcia „od najmłodszych lat” ulega w tym przypadku delikatnemu przekształceniu, bo mam na myśli pierwsze kilkaset lat jej bytowania.
Kirke śledzi z wnikliwością wytrawnego psychologa zachowania i zwyczaje wielkich. Ich przechwałki, ciche plany zdetronizowania Zeusa, a przede wszystkim znudzenie. Wyczerpali w ciągu wieków wszystkie rozrywki, ustawili świat według swoich potrzeb. Nic ich już nie cieszy, niewiele daje satysfakcję. Stają się żądnymi krwi bestiami o olbrzymiej mocy.
Kirke się sprzeciwia.
Kiedy odkrywa w sobie rzadko spotykane moce wykorzystuje je dla swojego kaprysu, a później tworzy bestię. Zostaje ukarana. Helios bez cienia żalu zsyła ją na bezludną wyspę, z której czyni dla niej więzienie.
Z biegiem stuleci Kirke zasłynie jako czarownica z Ajai, ale do tego czasu wiele się wydarzy.
Nawykła do nieszczęścia
Kirke idzie przez swoje istnienie sama i to jest jedyny pewnik w tej książce. Miała kiedyś przyjaciela, którego kochała całym sercem. Młodszego brata. Opiekowała się nim przez okres jego dzieciństwa. Ajetes niestety lepiej wyciągnął lekcje płynące zewsząd w pałacu Heliosa i również się od niej odwrócił. Wyśmiewana, poszturchiwana, zdradzana lub zupełnie ignorowana odnajduje na Ajai azyl, w którym ćwiczy swoje unikalne umiejętności aż zaczyna nimi władać mistrzowsko. Dzieje się to na przestrzeni wieków i tak cichutko, że bogowie nawet nie podejrzewają, jaką rozwinęła moc.
Bezwzględna sprawiedliwość
Nie moc Kirke jest jednak głównym wątkiem tej powieści. Choć jej potyczka z ojcem należy do jednej z moich ulubionych scen, powieść opowiada przede wszystkim o jej życiu w całokształcie emocji i światopoglądu. Kirke bowiem najbardziej ukochała ludzi, a ludzie nie dostrzegając w niej bogini poważyli się na ryzykowną śmiałość.
Na Ajaję przybywają statki. Ich załogi udają się do jedynego domu na wyspie, gdzie oczekuje ich iście królewska gościna. Nikt nie wie co się z nimi później dzieje… Do czasu aż na wyspę przybywa Odyseusz. To pierwsza chwila w przeciągu setki, a może już tysiąca lat, kiedy Kirke rozstaje się z samotnością i odkrywa, że życie bez niej nabiera zupełnie innej barwy.
Metafizyczne doznanie
Powieść Madeline Miller ma moc przenoszenia w czasie i przestrzeni. Zamyka nas w mitologicznym wymiarze, otaczając niezwykłymi emocjami i wyświetlając wydarzenia, których czujemy się cichymi obserwatorami. Autorce udało się w sposób nieprawdopodobny nakreślić upływ czasu. To, co u nas jest tygodniami, tam było miesiącami. Stulecia z kolei ciągnęły się jak ludzkie lata.
Pustkę Kirke wypełniała ciężką pracą i dalekosiężnymi planami. Nadzieja umierała w jej sercu dziesiątki razy.
Kirke wędruje po mitycznej historii. Widzi lub słucha o wydarzeniach, które my znamy już z twórczości Parandowskiego. W niektórych bierze udział i nie wygląda to wcale jak lektura szkolna. Narodziny Minotaura, upadek Scylli, rozmowa z Trygonem (najpiękniejsza!) zupełnie nie nadawałyby się dla dzieci. Były krwawe, mroczne, przesycone grozą, ale również wzniosłe, nawet epickie.
Ta wersja mitologii nie jest już bajką!
Podsumowanie
Polecam!
Książka jest doznaniem, jest niesamowitym przeżyciem. Jeśli to w ogóle możliwe autorka sprawiła, że wiele scen się urealniło w mojej wyobraźni, bo czytanie jest balansowaniem na granicy prawdy (pod kątem emocji) i mitu. Coś co traktowałam jak przygodę ożyło, stanęło mi przed oczami. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam czymś do tego stopnia zafascynowana. Polecam każdemu przejście drogi, w której Kirke z niechcianej córki i siostry przeradza się w tytankę. Z mitycznego bóstwa w człowieka.
Moja ocena: 10/10
Ziemia nosi nieprzebrane rzesze śmiertelnych, lecz bogowie zapamiętują tylko imiona garstki z nich. Tak każe ich natura. Zanim nauczymy się imion ludzi, umierają.