

„Love, Rosie”
Rosie i Alex po raz pierwszy spotykają się jako maluchy i od tej chwili zyskują największą nagrodę jaką można wygrać od życia. Przyjaciela (Wybaczcie, ale będę nachalna z powtórzeniami słowa „przyjaźń”. Nie traktujcie tego jako błąd). Przyjaźń jaka ich połącza od pierwszych wspólnych chwil ma się okazać najtrwalszą i najpiękniejszą rzeczą jaką osiągną. Nadają na jednej fali, akceptują wszystkie swoje wady, chronią się przed błędami i rozczarowaniami, a kiedy przychodzi czas popełniają razem błędy i doznają rozczarowań, tak bardzo potrzebnych w czasie dojrzewania. Od najmłodszych lat mają swoje marzenia, którymi się dzielą, które wspólnie snują i które małymi kroczkami zaczynają wprowadzać w życie. Przyszłość ma się okazać wyjątkowo trudna, bo będą je musieli realizować tysiące kilometrów od siebie.
Zastanawiają się co stanie się z przyjaźnią, jeśli pozostaną im jedynie listy, maile, telefony i okazjonalne spotkania. Co się stanie z silnym uczuciem, które zaczęło rozkwitać na fundamencie nieśmiertelnej przyjaźni. Czy przetrwa próbę czasu, czy może złamie się pod naporem kilometrów?
Życie ludzkie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to, nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady.
Młodzi przyjaciele bardzo boleśnie przeżywają rozstanie, ale z biegiem czasu nabierają pewności, że nic nie jest w stanie osłabić ich więzi. Alex wyjeżdża z rodzicami do Stanów i dostaje się na Harvard, na kierunek, o którym od zawsze marzył. Jego życie zdaje się być usłane różami, bo wytycza cele i zmierza prosto do nich. Przystosowuje się do warunków jakie stawia przed nim nowa ojczyzna, poznaje nowych znajomych, układa sobie życie. Spełnione marzenia jednak nie wypełniają tej ważnej, jeśli nie najważniejszej części w sercu. Stara się angażować w nowe znajomości, ale ciągle patrzy wstecz. Zerka przez ramię aż w końcu zaczyna się gubić pomiędzy tym czego naprawdę pragnie, a tym do czego uparcie zmierza.
Życie spontanicznej, zakręconej Rosie niestety zbacza z kursu, robiąc jej psikusy, zabierając sprzed nosa wiele okazji i pętając skrzydła, które dopiero zaczęły się rozwijać. Przypadki sprawiają więc, że dwójka najbliższych sobie osób wiedzie zupełnie odmienne życia. Tak odmienne jak to tylko możliwe. Jak się jednak okazuje wymarzony sen może być równie trudny jak uporczywa walka z wiatrakami.
Co mnie zachwyciło w wykreowanych bohaterach to ich człowieczeństwo i niedoskonałości. Uginali się pod słabościami i poddawali losowi, kiedy już nie mieli siły stawiać mu czoła. Zarówno Rosie jak i Alex mieli takie sytuacje, w których byłam z nich dumna jak matka i takie, za które chciałam ich zdzielić przez głowy, krzyknąć: weź no się ogarnij!. Obydwoje to wykazywali się zupełnie niepotrzebnymi skrupułami, to lecieli bez ostrzeżenia jak lawina. Było to tak bardzo życiowe i tak niesamowicie realne, że miałam ich przed oczami jak żywych, co więcej, bardzo dobrze znanych mi ludzi. Ich zachowania, reakcje i sposoby przeżywania emocji były doskonale dopasowane do charakterów i osobowości. Zdarzały momenty, w których potrafili zaskoczyć, ale przeważnie można było śmiało powiedzieć: Nie, Alex tego nie zrobi. O! Teraz to mu Rosie pokaże! Wspomnieć należy, że są to osoby, które po prostu trzeba polubić (mimo że potrafią wkurzyć!).
Postaci drugoplanowe są kolejnym atutem. Dopracowane w najmniejszym szczególe dodawały jeszcze więcej realizmu do tła. Każdy był wyrazisty i każdy wzbudzał jakieś uczucia. Nie było osoby, która wywoływałaby u mnie znużenie, nie było sceny, problemu, zagadnienia, który miałabym ochotę przeskoczyć.
Rosie
Zawsze źle piszesz wiem. Pisze się WIEM a nie WJEM.
Alex
Pszepraszam, panno idealna. Wjem jak pisać wjem.
Cecelia Ahern zaskoczyła mnie już po raz drugi. Jej zamiłowanie do korespondencji (listy w „PS. Kocham Cię” ) stworzyło zupełnie niezwykłą powieść, w której emocja goni emocję. Książka jest zbiorem listów, maili, rozmów na czacie, SMSów, wycinków z gazet, pocztówek z wakacji i zaproszeń na różne uroczystości. Pierwszy raz spotkałam się z taką formą literatury. I nie zrozumcie, że jest to moja pierwsza powieść epistolarna. To moja pierwsza powieść epistolarna, której konstrukcja jest przekazem ze wszystkich możliwych nośników wiadomości. Pierwsza napisana z takim rozmachem.
Jaka jest wada, a jaka zaleta takiej formy?
Właściwie na dwoje babka wróżyła, bo i wadą i zaletą takiego tworu jest to, że właściwie nie wiemy jak dana osoba zareagowała na wiadomość. Widzimy ową wiadomość, widzimy odpowiedź, a resztę, tą chwilę pomiędzy przeczytaniem, a odpisaniem musimy sobie dorysować sami. Oczywiście nie ma żadnego problemu, bo przecież znamy ich doskonale i wiemy jak się zachowają, ale zmusza to czytelnika do użycia wyobraźni i teraz powstaje taka chwiejna równoważnia. Jeśli czytelnik jest obdarzony tą wyobraźnią, jeśli posiada dobrze rozwiniętą empatię, przeżyje niesamowitą huśtawkę emocjonalną. Zawirowania od euforii po rozpacz. Jeśli z kolei widzi życie w raczej stonowanych barwach, tak właśnie odbierze ciąg wydarzeń. Nie muszę wspominać, że moja własna fantazja była w prawdziwej ekstazie…
Co za ironia… Czekasz na niego latami, aż wreszcie się poddajesz i zaczynasz żyć własnym życiem. Kiedy decydujesz się z kimś na małżeństwo, kilka tygodni później on rozstaje się ze swoją żoną. To chyba najgorsza synchronizacja na świecie. Czy wy się kiedyś nauczycie robić coś w tym samym momencie..?
Tak zupełnie na marginesie uwielbiam, kocham po prostu poczucie humoru autorki. Często poprzetykane złośliwością, a nawet cynizmem nie wyraża niczego ponad sympatię jednej osoby do drugiej. Jeśli sięgniecie po książkę zwróćcie proszę uwagę na: Wielkonosą Śmierdziuchę Casey, Puszczalską Bethany, Jakmutama czy nieśmiertelne WJEM. Początkowo bawi, ale zobaczcie z jakim sentymentem i nostalgią zaczniecie się do tego odnosić gdzieś w połowie książki. Magia słów, które odnoszą się do konkretnej emocji, przez co samo ich brzmienia porusza w nas odpowiednie struny.
Spełnienie marzeń było cały czas na wyciągnice ręki. Po prostu nie sięgałam wystarczająco daleko.
Niniejszym chciałam obwieścić, że Cecelia Ahern wpisuje się na listę moich ukochanych autorów tuż obok Paulliny Simons i Santy Montefiore. Choć ich style pisania różnią się od siebie diametralnie, to odbiór i emocjonalność utrzymują tą samą.
Myślę, że my, dorośli, powinniśmy brać przykład z dzieci i nie bać się życia, iść na całość w przypadku wytyczonych sobie celów.
Z całego serca zachęcam do sięgnięcia po „Love, Rosie”. To niezwykle ciepła, zabawna, pełna emocji i wzruszeń historia przepięknej przyjaźni i przewrotności życia. Miała w sobie tę cudowną magię, dzięki której śmiałam się do rozpuku z jakiejś sytuacji, a łzy cisnęły się do oczu, bo ta sama sytuacja była jednocześnie bardzo symboliczna i poruszająca. Znalazłam w niej kilka wad, ale w ostatecznym podsumowaniu okazały się tak błahe, że niewarte wspomnienia. Może z wyjątkiem zakończenia. Tak bardzo na nie czekałam, że mało się nie popłakałam, bo zamknęło się w trzech bardzo oględnych stronach. W którejś z recenzji (na LC) przeczytałam pewne zdanie, które bardzo utkwiło mi w pamięci. „Love, Rosie” jest jak najlepszy przyjaciel. Akceptujesz go i kochasz ze wszystkimi wadami. To prawda. Mimo że czasami miałbyś ochotę go naprostować, zostawiasz tak jak jest, bo każda niedoskonałość czyni go piękniejszym.
Książka zasłużyła na mocną i solidną dziesiąteczkę. Ja już zamawiam kolejne pozycje Ahern i pędzę oglądać ekranizację, a Was serdecznie zapraszam do dyskusji, ponieważ jest to historia, o której chce się mówić i roztrząsać bez końca (Zresztą widzicie ile napisałam. Bez spoilerowania!!).
Moja ocena: 10/10
A na koniec fragment listu Rosie do Alexa.
W każdym razie chciałam powiedzieć, że nie chcę być jedną z tych osób, o których tak łatwo się zapomina, kiedyś niezmiernie ważnych, wpływowych i cenionych, które po latach stają się wyłącznie bladym wspomnieniem i niewyraźnym zarysem w pamięci. Ja chcę być zawsze twoją przyjaciółką, Alex.
tytuł oryginału When Rainbows End
liczba stron 512