

„Maria. Dziewczyna z kwiatem we włosach” (t.3)
„Maria. Dziewczyna z kwiatem we włosach”, to trzeci tom sagi: Wiek miłości, wiek nienawiści.
Marylka, córka Oleńki, ma nową tożsamość, nowe życie i nowy dom. Jako usytuowana Niemka, Marie von Lauen, przygotowuje się do ślubu z oficerem SS. Czystej krwi Aryjczykiem.
Trzecia Rzesza rośnie w siłę. Pod dowództwem Hitlera tworzy rasę doskonałą, eliminując wszystkie słabe ogniwa. Naziści stają się coraz brutalniejsi i bezlitośni nawet wobec własnych krajan. Wprowadzane są coraz większe restrykcje względem życia rodzinnego i zwykłej codzienności.
Maria jest wrażliwą i dobrą dziewczyną. Nie może znieść, że jej najlepsza przyjaciółka Esther jest prześladowana jako Żydówka. Do tego w jej głowie raz za razem pojawiają się wizje jakby innego życia, innej rzeczywistości. W końcu Maria się przebudza, a Joachim, jej ojciec, wyjawia jej całą prawdę o traumatycznych wydarzeniach, przez które jako dziecko straciła pamięć.
Wioletta Sawicka, moja mistrzyni powieści poruszającej, zupełnie zaskakuje nas na początku tomu trzeciego tej historycznej sagi. Nagle lądujemy w Rzeszy Niemieckiej, w samym sercu ruchu nazistowskiego, a Oleńki, którą pokochaliśmy w poprzednich tomach, już nie ma. Nie zdradzam zbyt wiele, bo jest to coś, czego dowiadujemy się na pierwszych stronach. Oczywiście wyjaśnienie tych zagadek znajdujemy dużo dalej, więc przez wiele, wiele stron trawi nas ciekawość, co tu się właściwie wydarzyło.
Gnana tragedią rodzinną i coraz straszliwszą dyktaturą Adolfa Hitlera, Maria wyrusza w drogę. Poszukując swoich korzeni, pełna zwątpienia trafia w zakątki znajome sercom czytelników sagi. Odbudowane po Wielkiej Wojnie Ostojany stoją otworem. Scena, w której mieszkańcy dworu poznają w pięknej kobiecie małą Marysię jest jedną z najpiękniejszych w książce. Od tej chwili sielsko anielskie pejzaże przelewają się wartkimi nurtami, roztaczając poczucie błogości i szczęścia. Bohaterka spotyka swojego księcia z bajki, zakładają rodzinę, epatują szczęściem celebrując codzienną rutynę. Czyta się to bajecznie i mogłoby trwać bez końca. No, ale przecież my już znamy historię i wiemy, że wakacje 1939 nie będą miały happy endu…
Wojenna zawierucha rozdziera kraj. Wilno w trakcie dramatycznych wydarzeń przechodzi z rąk do rąk i właściwie ciężko określić który ciemiężyciel jest gorszy. Mężczyźni wyruszają na wojnę, a samotne kobiety walczą z codziennością, okazując nie mniejszą odwagę niż ci na froncie. Podziemie rośnie w siłę wzbudzając strach w najeźdźcy. Maria robi co może, żeby zapewnić córeczce byt i pomóc komu tylko się da. Wszystko jednak zostaje zaprzepaszczone, kiedy w konsekwencji pomyłki staje twarz w twarz z przeszłością.
Cała paleta emocji utkana na solidnym podłożu historycznym jest wizytówką tej serii. W każdym tomie spotykamy zderzenie miłości z nienawiścią. Te dwa dominujące uczucia towarzyszą naszemu krajowi od zarania. Wioletta Sawicka swoim empatycznym piórem otwiera nam furtkę na piękno życia, wartości rodzinne i hart ducha w walce o dobro najbliższych. Wzrusza w chwilach, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Nie w tych wielkich i wzniosłych, tylko w małych, bliskich sercu, pełnych czułości i dobroci.
Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić w kontekście wszystkich książek autorki, bo większość z nich jest jednak współczesna, ale „Maria. Dziewczyna z kwiatem we włosach” jest chyba najtrudniejszą, wręcz traumatyczną lekturą z całego jej repertuaru. I o dziwo to nie doświadczenia wojenne najbardziej nas wzburzają (choć oczywiście są bestialskie), ale przeszłość, która odnajduje bohaterkę sprawia, że zaciskamy pięści, oczy i szczęki. I wylewamy łzy, bo w tym Wioletta Sawicka jest najlepsza. Ubiera emocje w taki sposób, że wdzierają się wcale nieproszone. Czytamy ze świadomością, że za chwilę coś się wydarzy, ale i tak nas to coś zaskakuje.
Podsumowując:
„Maria. Dziewczyna z kwiatem we włosach”, to wyjątkowa powieść o wyjątkowych ludziach. O wojownikach o niepodległość, o matkach, dzieciach, braciach i siostrach. O głowach rodu, którzy musieli nadstawić karki dla większego dobra i o tych niepozornych, którzy rzucali się z przysłowiową motyką na słońce, ale nie pozostawali bierni. O strachu i okrucieństwie. A przede wszystkim o miłości i dobroci. Bo ostatecznie tylko to nas motywuje, trzyma przy życiu i napędza.
Z całego serca polecam. Niewiarygodnie piękna powieść.
Moja ocena: 9/10
„Kobiety są fundamentem życia. A najmocniejsze fundamenty powstają z miłości, nie z kamieni. Umacniane wiarą i nadzieją przetrwają każdą zawieruchę. Może trochę okaleczone, ale przetrwają”.