mój tata panda
mój tata panda
„Mój tata panda”

Żona Danny’ego umiera, a on traci pracę, jedyne źródło utrzymania. Właściciel mieszkania, groźny i nie przebierający w środkach, żąda natychmiastowej spłaty zadłużenia i grozi eksmisją. Na domiar złego jego jedenastoletni syn nie odzywa się od dnia śmierci matki, Danny nie może z nim nawiązać żadnego kontaktu.  Zupełnie zagubiony i odrzucony przez syna wie, że nie może się poddać. W ostatecznym akcie desperacji wpada na szalony pomysł. Za ostatnie pieniądze kupuje stary kostium pandy i próbuje swoich sił jako uliczny artysta. Tańcząca panda.

Will miał z matką szczególnie bliski kontakt. Byli przyjaciółmi. Zapracowany ojciec był tylko gościem w domu, więc to matka spędzała z chłopcem cały wolny czas. Teraz, po jej śmierci, Will pozostaje w tak głębokiej traumie, że nie jest w stanie wydusić słowa. Do nikogo i w żadnej sytuacji. Aż do momentu, w którym człowiek przebrany za pandę ratuje go z rąk szkolnych łobuzów. Coś w tym dziwnym człowieku sprawia, że Will się otwiera, a słowa same płyną z jego ust.

„Mój tata panda” jest tytułem tak bardzo dezorientującym, że większość osób, z jakimi rozmawiałam, odrzuciło książkę właśnie ze względu na niego. Nic bardziej mylnego. Ten tytuł jest dokładnie taki jak cała opowieść. Przekorny, pozornie niefrasobliwy i rozśmieszający. No bo zastanówmy się… Dorosły facet, który pełnił raczej niskie stanowisko na budowie, postanawia się przebrać za pandę i tańczyć w parku za pieniądze. Oczywiście, że nie umie tańczyć. Oczywiście, że staje się pośmiewiskiem. Tak, większość uznaje go za wariata. Ale nie o to chodzi. Chodzi o przypadkowe spotkania, o ludzi, którzy zawsze mają na nas jakiś wpływ, o miłości, żałobie, woli walki i nadziei. Nadziei, która płonie nawet jeśli z pomieszczenia wyssano cały tlen.

James Gould-Bourn zaskakuje lekkością, z jaką zatapia się w serca czytelników i łatwością w manipulowaniu emocjami. Choć manipulowanie to negatywne słowo, bardziej pasowałoby granie na nich niczym wirtuoz.
Poruszył potwornie trudną tematykę, a właściwie kilka niewyobrażalnie ciężkich spraw. Mamy tragiczną śmierć najbliższej osoby, co za tym idzie obwinianie się i gdybanie co by było jakby zmienić jakiś element. Mamy utratę jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa zarówno przez osobę dorosłą, jak i dziecko. Mamy jeszcze małego, zagubionego i samotnego chłopca, który potwornie tęskni za matką. Jest bezradny dorosły. W końcu dochodzimy do rozbitej rodziny, która nie znajduje w sobie porozumienia ani wsparcia.
Co więc się dzieje, że przynajmniej połowę książki przepłakałam ze śmiechu?

Magią powieści są ludzie. Ci przypadkowi, których spotykamy na ulicy czy w sklepie, a którzy mają ogromny wpływ na nasze życie. Danny poznaje właśnie takie osoby. Przychodzą do niego z krytyką, z radą czy kpiną i zostają na dłużej. Tancerka z nocnego klubu postanawia nauczyć go tańczyć. W trakcie lekcji Danny poznaje przedziwną prawdę na jej temat. Facet z kotem na ramieniu udziela mu ulicznych rad, a świr uważający się za magika próbuje zniweczyć jego sztukę. Brzmi szaleńczo? A jeśli dodam, że właściciel mieszkania, które zadłużył Danny to mafioso planujący mu połamać kości za niedotrzymanie umowy? Ta książka jest absolutnie nieprawdopodobna i jednocześnie boleśnie realna.

Danny i Will nie mieli ze sobą wiele wspólnego. Jeden z nich ciągle pracował, żeby drugi mógł spędzić skromne, ale beztroskie dzieciństwo. Dopiero teraz Danny poznaje syna. Jego zainteresowania i charakter. I ze zdumieniem odkrywa jak wiele przegapił i jak wiele obydwoje łączy. Odkrywa, że gdyby życie dało mu jeszcze jedną szansę, również mógłby się zaprzyjaźnić ze swoim synem.

Podsumowując:

Naprzemiennie śmiałam się i płakałam ze wzruszenia. „Mój tata panda” jest momentami nierealną bajką, ale jeśli przyjrzeć jej się bliżej dostrzegamy odbicie siebie. Swoich nadziei, lęków, pragnień i radości. To przejmująco ludzka opowieść. Nieco przekolorowana, odrobinkę posłodzona. Opowieść o tak wielu uczuciach aż dziw, że zmieściła się na niewielkiej ilości stron.
Całym sercem jestem na tak!

Moja ocena: 9/10

„- Próbuję ci powiedzieć – ciągnął pan Coleman – że kiedy wydarzają się straszne rzeczy, których nie rozumiemy, czasami musi się zdarzyć coś równie nieoczekiwanego, żebyśmy dali radę to pojąć”.

Agencja Reklamy Arte Studio