never never
never never
„Never, never” (krótka opinia)

A gdyby tak wymazać przeszłość i naprawdę zacząć wszystko od początku?
Charlie i Silas z niewyjaśnionych przyczyn tracą pamięć. W tym samym czasie zapominają kim są. Obydwoje instynktownie zaczynają obserwować otoczenie, dowiadując się w ten sposób, że jeszcze chwilę temu byli w bajkowym związku, kochali się bezgranicznie. Drogą dedukcji trafiają do swoich domów, poznają swoich najbliższych, którzy są im zupełnie obcy. Nie mówiąc nic nikomu postanawiają połączyć siły, żeby dowiedzieć się co tak właściwie się wydarzyło. Bardzo szybko okazuje się, że odkrywane fakty są dużo gorsze niż życie w nieświadomości.

Rozpoczynając książkę tych dwóch znanych pisarek spodziewałam się dokładnie tego, co otrzymałam. Lekkiej, nieskomplikowanej, a jednak zawierającej tajemnicę, fabuły. Prostego, w jakimś stopniu zabawnego i emocjonalnego love story na poziomie young adult. I w zasadzie wszystko by się zgadzało, gdyby nie lenistwo, które zakradło się w wymyślaniu detali tworzących wypełnienie wątków. Co to oznacza? Mianowicie to, że wszystko było zupełnie absurdalne i kompletnie nie dodawało się ze sobą.

Nie znam książek Tarryn Fisher, ale znam dobrze Cooleen Hoover. Jej wadą jest wymyślanie idealnych mężczyzn. Kobiety mają w różnym stopniu mocne, a nawet drapieżne charaktery, natomiast mężczyźni są wspaniali na trzysta stron powieści, ale to tak naprawdę ciepłe kluchy, które miałabym ochotę rozszarpać po kilku chwilach znajomości. W pewnym momencie życia przychodzi świadomość, że wady tworzą ciekawą postać, a Silas nie miał ani jednej. Był okrutnie doskonały (nudny).

Sama fabuła ma masę irracjonalnych sytuacji, jak choćby fakt w jak dysfunkcyjnych rodzinach dorastali bohaterowie. Nie ma opcji, żeby z takich domów wyszły dobre i mądre dzieciaki, bo po prostu nie miał ich kto wychowywać. Mogłabym wymieniać wiele faktów. Na przykład nikt nie zauważył, że dwie szkolne gwiazdy nikogo nie rozpoznają i nie mają pojęcia co się dzieje. Dwójka dzieciaków nie zwraca się do nikogo po pomoc w tak, jakby nie patrzeć, dramatycznej sytuacji, tylko uznają, że sami jakoś dadzą radę rozwikłać (być może medyczne) przyczyny amnezji. To było po prostu bez sensu.

Zaletą Hoover jest z kolei niezwykła lekkość pióra. Bo choć ta książka nie miała większego sensu to czytało się ją naprawdę szybko i z niewyjaśnioną przyjemnością. Bo te dzieciaki naprawdę były empatyczne i mądre. Fajnie się docierały, budowały zaufanie, budziły uczucie. Posługiwały się instynktem. Przyjemnie się temu przyglądało. Niestety całą książkę czekałam na wielki finał, który byłby wyjaśnieniem tego zaniku pamięci. I to też okazało się tak bardzo niedorzeczne jak historia Kopciuszka i jej magicznej matki chrzestnej.

Podsumowując:

To książka idealna dla młodego pokolenia lub dla osób mających bardzo romantyczne usposobienie. Ta grupa będzie zachwycona, bo historia jest na wskroś urocza. Ja okazałam się zbyt racjonalna (tudzież zbyt stara). Widzę jej zalety, ale wygląda to tak jakby autorki powymyślały je wszystkie, a później już nie do końca pracowały nad ich wypełnieniem.

Moja ocena: 5/10

„Kiedy rozchyla wargi, czuję się tak, jakby sięgnęła prosto do mojego serca i zacisnęła na nim palce. Piękne uczucie, mimo że bolesne i przerażające”.

Agencja Reklamy Arte Studio