

„Ostatnia piosenka”
Życie siedemnastoletniej Ronnie Miller wywróciło się do góry nogami, gdy jej ojciec postanowił porzucić karierę i wyjechać do niewielkiego miasteczka w Północnej Karolinie. Jego ucieczka oznaczała koniec małżeństwa Millerów. Trzy lata później Ronnie dalej nie chce mieć nic wspólnego z ojcem i nie utrzymuje z nim kontaktu.Nieoczekiwanie matka wysyła dziewczynę i jej młodszego brata, Jonaha, by spędzili wakacje w Wilmington. Dla Ronnie to ciężka próba – przyzwyczajona do Nowego Jorku, zakochana w jego nocnym życiu i modnych klubach, musi zmierzyć się nie tylko z niechęcią do wiodącego spokojne życie pianisty i zaangażowanego w budowę miejscowego kościoła ojca, ale również z senną atmosferą nadmorskiej mieściny. Wszystko wskazuje na to, że to będzie najgorsze lato w jej życiu…
Nicholas Sparks jest jednym z najpoczytniejszych i najbardziej znanych twórców literatury kobiecej. Pierwszą jego książką, jaką czytałam była „Jesienna miłość”. Miałam wtedy niewiele lat, ale pamiętam, że książka bardzo mi się podobała. Drugim tytułem jest „Pamiętnik”. Uwielbiam, ubóstwiam, ale co się za często nie zdarza wolę wersję filmową.
Dzisiaj skończyłam „Ostatnią piosenkę”. Słyszałam i czytałam na jej temat same pozytywy. Żadnej negatywnej uwagi i dlatego nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak? Dawno nie byłam tak okropnie zawiedziona 🙁
Co mnie zraziło od samego początku? Główni bohaterowie nie mieli wad. Ani jednej.
Historia rozpoczyna się przyjazdem zbuntowanej nastolatki (prawie osiemnastolatki) Ronnie, noszącej się w mrocznym, gotyckim stylu, do ojca na wakacje. Problem jest taki, że od rozwodu rodziców (3 lata) nie rozmawiała z nim ani razu. Czekałam na obrażoną na cały świat dziewczynę, ale po około dwóch rozdziałach okazuje się, że jej największym przewinieniem są czerwone pasemka! Zaczyna się układać z ojcem już po trzecim i to jest na tyle z wielkiego buntu…
Jej mały (chyba dziesięcioletni) braciszek Jonah, jest chodzącym ideałem. Grzeczny, słodki, boi się spać samemu w pokoju, uwielbia tatusia, stara się zrozumieć bunt siostry i ma wyrzuty sumienia, kiedy podkradnie ciasteczko bez pozwolenia. Fajny dzieciak!
Ojciec, Steve – tata ze snów. Wyrozumiały, spokojny, cierpliwy, mądry i oddany w stu dwudziestu procentach dzieciom.
Ronnie przez cały okres swojego wielkiego buntu (2 dni) spaceruje po plaży… Poznaje grupę lokalnych oprychów, ale jest tak rozsądna, że z miejsca wie, że nie powinna się z nimi zadawać. No i się nie zadaje! Ma malutki problem z prawem, ale z góry wiadomo, że sobie z tym poradzi. Zero stresu! Szybko poznaje chłopaka, w którym się zakochuje na zabój. I tu pojawia się Will.
Will – wysportowany, przystojny, bogaty, mądry, zabawny, ambitny, oddany, nie lubi zaliczać panienek… Brzmi fajnie. Co sprawia, że staje się nierealny, poza powyższym? Poznaje dziewczynę, która początkowo jest dla niego niemiła, więc co może pomyśleć? Że chce sobie z taką dziewczyną ułożyć życie, pobrać się i założyć rodzinę. No wybaczcie, ale jak lubię słodkości, miłość od pierwszego wrażenia, trzymanie się za ręce i patrzenie w gwiazdy, tak tego nie kupiłam. Osiemnastolatek, który zakochuje się w przypadkowej dziewczynie, ani mu oko nie drgnie, kiedy ta na niego wrzeszczy, planuje doskonałą przyszłość… Zdecydowane nie! Kiedy jest za dobrze, robi się źle! Nudzili mnie strasznie. Jedyną rozrywką była matka Willa, która nie znosiła Ronnie.
?Tego wieczoru na plaży było pusto i gdy oboje z Ronnie szli boso po wodzie, uświadomił sobie, że z tą dziewczyną chciałby stawić czoło przyszłości. Wiedział, że jest za młody na takie refleksje i w ogóle nie ma co myśleć o małżeństwie, a jednak czuł, że gdyby spotkał Ronnie za dziesięć lat, byłaby tą jedyną.?
To nie są myśli osiemnastolatka!!
Wybaczcie, że to zdradzę, ale ponieważ fabuła nie jest poprowadzona z jakimś wielkim kunsztem, to sami się domyślicie już na początku książki. Ojciec Ronnie jest śmiertelnie chory i ściągnął dzieci, żeby spędzić z nimi ostatnie wakacje. I kiedy kwestia choroby wychodzi na jaw (gdzieś po połowie książki), robi się nawet ciekawie. Nie to, że kocham dramaty, ale w końcu przestaje być idealnie! W końcu coś się psuje! Hurra! Okrutne, ale tak jest. Ronnie po wakacjach nie wraca do domu. Postanawia zostać z ojcem do końca. Obserwujemy jak choroba zżera takiego fajnego faceta jakim jest Steve i jest nam przykro, ale nie za bardzo, bo autor nieszczególnie wgłębia się chociaż w podstawowe szczegóły, jak nazwa leku, czy zleconych badań, albo wizyty u lekarza. Wiem, że to nie jest istotne, ale pozwala bardziej wczuć się w sytuację i emocje rządzące bohaterem. Realizm na poziomie zerowym…
?-Jeżeli nie zamierzałeś mi powiedzieć, to po co mnie tu ściągnąłeś? Żebym patrzyła, jak umierasz?
-Nie, kochanie. Wręcz przeciwnie . Żebym mógł patrzeć jak wy żyjecie.?
Sparks ma fajny, luźny styl pisania i tutaj nic się nie zmieniło. Przeczytałam piorunem. W sumie to dwa dni mi to zajęło. Wedle większości zdań to dobrze, ale ja wolę te bardziej, nie tyle skomplikowane, co błyskotliwe, głębsze teksty. Więc jeśli chodzi o moją opinię w tym punkcie również minus.
No i jeszcze Miley Cyrus na okładce! To przelewa czarę goryczy 😀
Moja ocena 4/10.
Dlaczego aż cztery, skoro napisałam same negatywy?
2 punkciki za fajny pomysł (leniwe wykonanie).
1 punkcik za chorobę ojca, która psuje tą całą doskonałość.
1 punkcik za fajne cytaty 🙂 Jestem fanką cytatów!
?Jesteś taka jak myślałem. Od pierwszej chwili gdy się poznaliśmy. I nie możesz już bardziej do mnie pasować.?
Ogólnie rzecz biorąc nie polecam. Możliwe, że znowu film okaże się lepszy… Chociaż Miley w roli głównej? NIE!!