„Ostatnie życzenie” (t.1)

Książka, którą Wam prezentuję nosi numerek 0,1 w całym cyklu Sagi o Wiedźminie. To jedna z dwóch części napisanych tytułem wstępu do całej historii. Wielką przygodę z Geraltem z Rivii rozpoczynamy od kilku luźno powiązanych ze sobą opowiadań, przedstawiających nam postać głównego bohatera, jego profesji i przyjaciół/wrogów jakich spotyka w ciągłej podróży.

Była to książka, którą czytało mi się zupełnie wyjątkowo. Dlaczego? Zdaje mi się, że znam ją już całkiem nieźle. Nie tyle fabułę, co miejsca, bohaterów i potwory, których ubijaniem para się nasz bohater. Jestem bowiem absolutną fanką gry Wiedźmin i z zapartym tchem przechodziłam jej wszystkie dotychczasowe części. A, że przez ostatnie miesiące wszystko zaczynam tyłem do przodu najpierw przeszłam owe osławione gry, a dopiero teraz wzięłam się za książki.

Mówią, że milczenie jest złotem. Może. Nie wiem, czy jest aż tyle warte. W każdym razie ma swoją cenę. Trzeba za nie płacić.

Pierwsza scena, jaką było odczarowanie strzygi, jest mi doskonale znana z komputerowej wersji tej historii. Czytałam ją z nijakim uśmieszkiem, typowym dla osoby wchodzącej w doskonale znane sobie rejony. Ale właśnie poskromienie tej bestii wiąże sie ściśle z raną Geralta, dzięki której odbywa rekonwalescencję u Nenneke w świątyni Melitele. To własnie tam rozmawiając z kilkoma osobami i rozmyślając rozpoczyna swoją wędrówkę do wspomnień mniej i bardziej odległych. Do przedstawienia założeń cechu wiedźmina, opowieści o szkole wilka, Vesemirze, którego traktuje jak ojca, przytoczenia kilku opowieści o potworach, które przyszło mu pokonać.

Zwykle nie za bardzo udaje mi się zaangażować w opowieści tego typu. Pojedyncze historyjki, nawet jeśli połączone jakimś wspólnym założeniem, wątkiem, nie są mnie w stanie wciągnąć do tego stopnia, co solidnie zbudowana fabuła. Tutaj jednak sytuacja okazała się zupełnie sprzeczna z moimi poglądami. W sensie ogólnym i na podstawie poszczególnych rozdziałów książka jest tak niezwykle spójna, płynna, lekka i pod względem emocjonalnym bliska naszemu kawałkowi świata, że odpłynęłam w niej bez możliwości obiektywnego sprzeciwu.

Andrzej Sapkowski w całości oddaje się kulturze słowiańskiej. Gospodarstwa, miasta, grody i ich obywatele są wyjęci z historii naszych pradziadów. Jednocześnie wszystko jest odpowiednio zakurzone i prymitywne w stosunku do epoki. Momentami odnosiłam wrażenie, że opisuje tereny, które odwiedzam czasie weekendowych wypadów za miasto, innym razem, że w ten cudownie dorosły sposób chce mi przypomnieć o dziecięcych bajaniach, a jeszcze chwilę później oddawałam się bardzo samczym rozgrywkom pomiędzy rycerzami królewskimi, oprychami czyhającymi na wędrowców przy drodze i potworami, a naszym dzielnym antagonistą. Na tacy mamy nie tylko bestiariusz opiewający przerazy, bazyliszki, ghule czy wampiry. Mamy również nawiązania do ślicznotki, która uciekła z balu gubiąc pantofelek, czy też księżniczki ściganej przez macochę, która zamieszkała z siedmioma gnomami. Znajome, prawda? Historie utrzymujące sie na granicy groteski ugryzione są zupełnie na serio, nadając znanym porzekadłom, wierzeniom i mitom zupełnie świeży acz bliski i właściwy wymiar.

Kim tak właściwie jest Geralt?
Geralt z Rivii jest… wiedźminem.
Tak, tak, to już wiemy nawet jeśli nie czytaliśmy książek, nie oglądaliśmy serialu czy nie przechodziliśmy gry. Wiedźmini, jak można przeczytać w książce, trudnią się zabijaniem dla pieniędzy różnych straszności i ohyd, jakie chodzą po wyimaginowanym świecie Sapkowskiego. Nie jest jednak najważniejszy sam fakt, że Geralt jest wiedźminem, ale to jakiż to z niego zabójca potworów. Mimo że nie poznałam jeszcze jego książkowych kolegów po fachu, to już wiem, że jest zupełnie inny niż pozostali. Największym marzeniem zmutowanego mężczyzny jest człowieczeństwo i, o ironio, choć jest tego zupełnie nieświadomy, jest jednym z najbardziej ludzkich bohaterów. Jego emocje, kierowanie się przy dokonywaniu wyborów poczuciem sprawiedliwości, uczucie do bliskich mu osób i w końcu potknięcia, błędy jakie popełnia uczłowieczają go niesamowicie. Dlatego też niepozbawiony autoironii i niezłego poczucia humoru od razu staje się postacią pozytywną, zasługującą na naszą sympatię i przywiązanie.

W ostatnich czasach newsów, rewelacji i wznowień wydawniczych sagi było tak dużo, że z lekkim przesytem odłożyłam na czas późniejszy zapoznanie sie z samym źródłem legendy (bo tak mogę ją już określić), jakim jest książka. Do przeczytania skłoniła mnie powieść, jaką ostatnio recenzowałam >Krew i stal<. Czytałam opinię jednej z recenzentek na jej temat. Twierdziła ona, że coraz więcej pisarzy inspiruje się Sapkowskim i co ciekawe w końcu komuś to zaczyna wychodzić. Ciekawość zmusiła mnie do wyrobienia własnej opinii.
Sugerując się tylko i wyłącznie tą częścią książki mogę śmiało stwierdzić, że całe zamieszanie powstałe wokół cyklu nie jest przereklamowane. To świetny kawałek naszej rodzimej literatury pełen tajemnic, emocjonalnych bójek, ciętych dowcipów i ogólnie całej masy przedniej zabawy.

Polecam serdecznie.

Moja ocena: 8/10

– W moim domu baby nie mają głosu. Ale między nami nie rób przy niej tego, co ostatnim razem, podczas kolacji.
– Idzie ci o to, że trafiłem widelcem w szczura?
– Nie. Idzie mi o to, że trafiłeś, chociaż było ciemno.
– Myślałem, że to będzie zabawne.

Agencja Reklamy Arte Studio