

„Paranoja” (t.2)
Lato w Warszawie, pomimo leniwej, wakacyjnej atmosfery, obfituje w serię dziwnych samobójstw. Lekarz medycyny sądowej Marek Zadrożny zaczyna przyglądać się kolejnym przypadkom. Wbrew opinii policji samobójstwa wydają mu się podejrzane. Na palcu jednej z ofiar znajduje kawałek czerwonej nitki. Podobny wyciąga z kieszeni innego zmarłego. Nikt jednak nie wierzy w jego teorie, a on sam zaczyna zastanawiać się, czy ma paranoję. Tymczasem Joanna Skoczek, wygadana lekarka psychiatrii, wraca do stolicy po urlopie. Wciąż usiłuje otrząsnąć się po tym, jak ledwie uniknęła śmierci z rąk tajemniczego wielbiciela. A może to także tylko paranoja?
Bardzo wyczekiwałam drugiego tomu tego kobiecego thrillera. Pierwszy (Obsesja recenzja) był doskonałym złotym środkiem pomiędzy ukazaniem szpitalnych realiów lekarzy, historią subtelnego, ekscytującego romansu i mrożącym krew dreszczowcem. Jak się to ma do tomu drugiego?
Romantyczny chuligan
„Paranoja” toczy się w większej mierze z perspektywy lekarza medycyny sądowej Marka Zadrożnego. Jak już wiemy Marek jest najgorszym typem z możliwych. Dojrzały, emanujący chłopięcym urokiem romantyczny typ bad boya w skórze i na motocyklu. Uwodzenie kobiet zajmuje mu jedno małe pstryknięcie palcami. Również nasza bohaterka nie potrafi się oprzeć, tyle, że szalony morderca miesza im szyki i odwodzi ją od jakichkolwiek romansów. Marek jednak nie może zapomnieć o Joannie. Udaje jej się z nią skontaktować, co więcej umawiają się na kawę. Czy Joanna chce być wciągnięta w wątpliwości, jakie targają mężczyzną?
Poczucie humoru i bohaterowie
Katarzyna Berenika Miszczuk ma chyba najwspanialsze poczucie humoru w polskiej literaturze i obdarza nas nim bez ograniczeń. Każdorazowo to silna część jej powieści i tym razem nie było wyjątku. Wątek Sebastiana i prokurator Świetlik bije na głowę ten główny. To z nim wiązały się moje emocje i nadzieje w trakcie czytania.
Potęgą cyklu są jego bohaterowie. Kilka osób, które wzbudzają szczerą sympatię. Są dynamiczni, zabawni i oczywiście bardzo oryginalni pod względem wykonywanej pracy. Właściwie potwornie brakowało mi oddziału psychiatrii, od którego odpoczywała Joanna. Zapadło mi w pamięć to, co się tam wyprawiało i wieczne pytanie kto tu jest lekarzem, a kto lekarza potrzebuje.
Szaleńczo podobały mi się (wiem, to chore) sekcje zwłok, które przeprowadzał Marek. Były precyzyjne i szczegółowo opisane. Mistrzostwo. Również finalny pościg z czasem wywołał dużo emocji. Uda się czy się nie uda. Nie do końca było wiadomo czy ofiara zginie, czy ekipa policji da radę ją odbić. Jednak sprawca od dawna nie był już dla mnie tajemnicą, więc w sumie patrzałam na Sebastiana z dużym wyrzutem, że wcześniej nie wpadł na coś tak oczywistego…
Nie tak kryształowo
Muszę niestety przyznać, że to była słabsza część niż poprzednia. Autorka nakreśliła kilka punktów zapalnych, z których mogliśmy się spodziewać ostrzejszej, tej thrillerowej akcji, ale szybko stawały się one mało istotnym, pobocznym wątkiem. Na główny plan wypływa bowiem romans i staje się on dosyć natarczywy, a jego przebieg trochę absurdalny. Co więcej iskrzenie między bohaterami, które zafascynowało mnie w „Obsesji” zostaje zalane zbyt dużą ilością lukru. Po prostu gaśnie.
Książka jest bardzo fajna. Służy za rozrywkę, czyta się sama i zapewnia wiele fajnych chwil. Jednak jeśli ktoś oczekuje emocji porównywalnych do tych z „Obsesji”, to musi wstrzymać wodzę fantazji. Fabuła niestety zupełnie zbacza z toru i przemienia się momentami w słodki ulepek. I choć nawet on mógłby być wykorzystany do jakiejś mroczniejszej intrygi (miał do tego zadatek), to jednak autorka postanowiła zostać przy spokojniejszej wersji, gdzie wszystko jest w gruncie rzeczy przejrzyste i obdarte z tajemnicy.
Moja ocena: 6/10
– Kuźwa, sztuczne oddychanie w trumnie. Koledzy nie uwierzą – skwitował i czym prędzej przystąpił do akcji reanimacyjnej.