

„Piękna miłość”
Barbara jest pełną pozytywnej energii, charyzmatyczną kobietą. Prowadzi świetnie prosperującą firmę zajmującą się handlem nieruchomościami i nad życie kocha męża.
Michał, z zamiłowania pierwszorzędny kucharz, jest zawodowym żołnierzem. Poligony wojskowe, drakońskie treningi i żelazna dyscyplina nie są mu obce. Jednak największą miłością jego życia jest jego żona.
Michał nie widzi świata poza Baśką. A ona poza nim. Celebrują każdy zwyczajny dzień. Tworzą tak dopasowany do siebie duet, że któż inny jak nie oni mieliby odkryć definicję pięknej miłości. Zdaje się, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić.
Życie w pełni swoich barw trwa w najlepsze. Młodzi planują przyszłość. Otoczeni przyjaciółmi i wspierani przez rodzinę sięgają gwiazd. Ich marzenia nie pozostają tylko w sferze iluzji, materializują się, jakby wspierane głębią i dojrzałością uczuć. Kupują piękny kawałek ziemi na Warmii i w towarzystwie wiernej grupy przyjaciół rozpoczynają budowę domu. Michał próbuje nauczyć Baśkę gotować, co wydaje się niemożliwe i dostarcza im masę rozrywki.
Coś zaczyna się dziać. Coś poza wiedzą Baśki, kobieta jednak doskonale to wyczuwa. Znając na przestrzał swojego męża każdą komórką ciała odbiera sygnały, których ten wcale nie planował jej wysyłać. Za wszelką cenę upycha je do podświadomości, udając, że wcale ich nie ma.
Pewnego dnia Michał oznajmia, że wyjeżdża na misję do Afganistanu. Nie pyta o zdanie, nie rozważa takiej opcji. Informuje o wyjeździe. Ma wrócić za pół roku, prosto do nowego domu, który w tym czasie stworzy mu czekająca żona.
Baśka nie potrafi się odnaleźć w codzienności, w której nie ma Michała. W jakiś paniczny sposób skupiając się na codziennych czynnościach odlicza dni do jego powrotu i minuty do telefonu. Aż w końcu otrzymuje wiadomość. Tę ostateczną i nieodwracalną.
Jest to jedna z książek, których napisanie recenzji jest dla mnie ogromnym wyzwaniem i wysiłkiem. Książka tak doskonała, że cokolwiek napiszę będzie po prostu marnym cieniem układającym się pod nią. I nie chodzi o to, że kunsztem mojej recenzji chcę dorównać Wioletcie Sawickiej, bo to byłoby bez sensu. Chodzi o to, że nie wiem czy będę potrafiła we właściwych słowach oddać Wam to, czym jest ta powieść.
– Michał. – Spojrzałam mu w oczy. – Obiecaj mi, że wrócisz.
-Wrócę. – Musnął wargami moje nabrzmiałe od pocałunków usta. – Do ciebie wrócę nawet z zaświatów.
Zawsze wysilam się o jak największy obiektywizm, żeby móc przedstawić wszystkie plusy i minusy. Dzisiaj świadomie porzucam to postanowienie. Ta książka jest gigantycznym zlepkiem emocji, a ja za nic nie dam rady ich odsunąć na bok.
Przede wszystkim to pierwsza, w mojej karierze czytelnika, powieść, w czasie której płakałam okrągłe sto stron. Jak bóbr, bez opanowania. Doskonale wiemy, co się wydarzy, ale droga, jaką autorka nas do tego faktu doprowadza, jest jedną z najpiękniejszych dróg, jaka została utkana w literaturze. Jest ukwiecona małymi, budującymi wielkie chwile, wydarzeniami. Jest udekorowana przyjaźnią, zaufaniem, miłością, poczuciem humoru i realizmem. Każda kartka, każda chwila, każde słowo, pobudza w sercu piękne emocje. Wioletta Sawicka wcale nie ukrywa do jakiego punktu idziemy, ale prowadzi nas w taki sposób, że zapiera on dech w piersi. Bardzo powoli, bez śladu zniecierpliwienia dokłada cegiełka po cegiełce do definicji pięknej miłości. Powstaje z tego silny mur, którego nie jest w stanie obalić dosłownie nic. Bo jeśli się kocha tak naprawdę, całym sercem, ciałem i umysłem, to tej miłości nie zdoła zadusić czas, odległość, ani nic innego.
Nad stylem pisarskim Wioletty Sawickiej rozwodziłam się już przy okazji poprzednich jej książek. Myślałam wtedy, że to, co czytam jest tak cudowne, że lepiej już nie da rady napisać. Mamy tu przykład literackiego „niemożliwe nie istnieje”, bo ta książka jest jeszcze lepsza od tego, co powstało. Pięknie napisana, dopracowana do ostatniej linijki. Choć napisana bardzo przystępnym językiem, to jednak wypieszczonym i eleganckim. Perełka.
Początkowo planowałam napisać, że to powieść o radzeniu sobie ze stratą, ale po głębszym przemyśleniu muszę zmienić kontekst. To powieść o odzyskiwaniu. O łapaniu życia, o odnajdywaniu swojej drogi, o pogodzeniu, poszerzeniu emocjonalnych horyzontów i pewnej ważnej umiejętności. Nie poddawaniu się losowi. On często rzuca nam kłody pod nogi i kiedy jesteśmy przekonani, że teraz musi być już tylko lepiej, udowadnia, że jego możliwości są nieograniczone. I właśnie Wioletta Sawicka pokazuje co się wtedy dzieje z człowiekiem. Co może się wydarzyć, kiedy zostaniemy odarci z poczucia bezpieczeństwa, marzeń i celów. Kiedy piękna miłość zniszczy w nas wiarę w jutro. Jej głęboka empatia i prawdopodobnie ponadprzeciętna umiejętność obserwacji, pozwoliła jej trafić w sedno emocji. Odnosi się wrażenie, że autorka doskonale wie o czym pisze. Dialogi, reakcje i następstwa były bardzo trafione, uważam, że dokładnie tak zareagowałaby prawdziwa osoba, gdyby znalazła się w takiej sytuacji.
Jeśli sięgniecie po książkę musicie być gotowi na godziny wielkich przeżyć i niewyobrażalnych wzruszeń. Sześćset stron przeczytałam w błyskawicznym tempie dwóch dni i mogę śmiało powiedzieć, że pod względem literackim to były najdoskonalsze dwa dni tego roku. Poznawszy tytuł miałam przed oczami uroczy romans. Emocjonalny i głęboki, w stylu autorki. W „Pięknej miłości” chodzi jednak o coś dużo więcej, dużo głębiej i dużo mocniej. To tak wysoki poziom, że właściwie wykracza już ponad skalę oceniania, pozostaje jedynie do przeżycia.
Moja ocena: 10/10
Czego więc jeszcze więcej trzeba chcieć od życia ponad to, by budzić się i zasypiać przy kochanym człowieku? Czuć jego ciepło, spokojny oddech i obecność w symbiozie podwójnej codzienności.
Dwie szczoteczki do zębów w łazience, schnące na suszarce spodnie do polowego munduru Michała obok moich rajstop, moje szpilki obok jego wyglansowanych butów, moje szminki obok jego trymera do brody. Wszystko to razem zrodziło między nami bliskość i z dwojga osobnych ludzi powstaliśmy MY.