„Pan Mercedes”

autor Stephen King
tytuł oryginału Mr. Mercedes
wydawnictwo Albatros
data wydania 4 czerwca 2014
liczba stron 576
gatunek kryminał


Emerytowany detektyw Bill Hodges staje w szranki z bodaj najpotężniejszym wrogiem, jakiego nie spotkał przez cały okres swojej kariery w policji. Z bezczynnością. Po aktywnej, bogatej w sukcesy służbie, osiada na fotelu przed telewizorem. Doskwierają mu samotność i znudzenie. Dokuczają do tego stopnia, że w poczuciu beznadziei swojego wegetatywnego położenia coraz częściej zaczyna się bawić pamiątką po ojcu. Modelem Smith & Wesson. Nie jest jednym z tych, którzy potrafią się rozluźnić, znaleźć nowe pasje i cieszyć wolnością. Czuje się zapomniany i niepotrzebny.

Pewnego dnia karta się odmienia. Bill otrzymuje list, który utwierdza go w przekonaniu, że bynajmniej jest ktoś, kto jeszcze o nim pamięta. List pochodzi od sprafcy. Morderca z mercedesa, który kilka miesięcy wcześniej z premedytacją wjechał w tłum ludzi, i który nigdy nie został schwytany. Przechwala się swoim geniuszem i opowiada jakie emocje wzbudziło w nim wjechanie w stłoczoną grupę. Kiepsko skrywana prowokacja budzi Hodgesa do życia. Nierozwiązana sprawa otwiera przed nim nową, wspaniałą możliwość.
Detektyw podejmuje rzucone wyzwanie i rozpoczyna nielegalne śledztwo na własną rękę. Krok po kroku dociera do nowych śladów i odkrywa masę zaniedbań, jakich dopuścił się w przeszłości.
Kim jest Pan Mercedes i jaki miał cel w skontaktowaniu się z detektywem, który niegdyś go tropił? Jakie będą jego dalsze poczynania, skoro zarzekł się, że rozjechanie ludzi sprawiło mu tyle frajdy, że nie potrzebuje więcej zabijać?

Wszystkie religie kłamią. Wszystkie zasady moralne są złudzeniem. Nawet gwiazdy to miraż. Prawdą jest ciemność i jedyne, co się liczy, to złożyć oświadczenie, zanim wejdziesz w tę ciemność. Naciąć skórę świata, żeby została blizna.

Stephen King pokazał mi już kilka typów, jakich warto unikać. Był zmartwychwstały kot (od tej pory każdy kot wygląda podejrzanie) był również pastor, który wyjątkowo lubował się w igraszkach z prądem. Tym razem stajemy oko w oko z czymś zupełnie innym. Absolutnie realnym i jak najbardziej prawdopodobnym – psychopatycznym mordercą – Bradym Hartsfieldem.
Bill Hodges zaczyna od zera. Ma zupełnie związane ręce. Brak uprawnień sprawia, że nie ma dostępu do archiwów, do dowodów rzeczowych, ani nie ma prawa przesłuchiwać, wyciągać z nikogo informacji. Najprościej ujmując w ogóle nie wolno mu węszyć wokół tej sprawy, a list powinien jak najszybciej oddać detektywom. Ma za to coś, czego nigdy nie będzie miała policja. Życie, które utkwiło w martwym punkcie i desperację, żeby się z niego wyrwać.

W przeciwieństwie do klasycznych kryminałów King nie pozwala nam na zabawę w detektywa. Zupełnie jakby chciał powiedzieć „Nie główkuj, tylko siadaj i czytaj”. Postęp fabularny oglądamy z dwóch perspektyw. Jak w przypadku meczu tenisa, gdzie zamiast siatki stoi mur, zza którego nic nie widać. Możemy patrzeć jak Pan Mercedes serwuje piłkę, a Hodges ją odbija. Odbija pod zaskakującym kątem i jedynie refleks obu mężczyzn zaważy na wyniku meczu. Są momenty, w których chciałoby się krzyknąć, ostrzec, wskazać palcem, ale nie ma takiej możliwości, przez co musimy zacisnąć zęby i czyta w pełnym  napięciu aż do końca. Mercedes wciąga w swoją gierkę detektywa i jego przedziwną kompanię, i o ile my wiemy o wszystkim, obie strony upiornych zawodów mogą się co najwyżej domyślać.

Postać Pana Mercedesa jest jednym z największych atutów książki. King doskonale wczuwa się w psychikę szaleńca, na co dzień pozorującego normalne życie. Naświetla specyfikę kontaktów ze znajomymi i rodziną, sposób myślenia. Przenika do źródła jego choroby, analizuje możliwe zachowanie i ujawnia słabość będącą jednocześnie siłą. Zupełne znieczulenie i absolutny zanik skrupułów. Morderca bezwzględny, widzący piękno w swoim dziele zniszczenia, artysta rzeźnik.

Pierwsza część cyklu o detektywie Billu Hodgesie prezentuje się niezwykle obiecująco. Właściwie od pierwszego rozdziału mamy element zaskoczenia i mocną, zdecydowaną akcję. Są momenty, w których emocje nieco opadają dając nam chwilę wytchnienia i właśnie w nich widać współczynnik Kinga rozsypany pomiędzy wierszami. Widzimy normalnych ludzi, Billa z jego nadwagą i czarnego ogrodnika o białym imieniu. Normalni ludzie ze swoimi normalnymi przywarami, kłopotami i frasunkami. Normalne ulice i normalne wydarzenia, jakie się na nich dzieją. Świat, który mamy za oknem, a jednak zupełnie inny.
Detektyw Hodges dzięki swoim niedoskonałościom staje się typem, któremu kibicujemy dużo mocniej niż gdyby był nieomylnym, wszystkowiedzącym, nie popełniającym błędów gliną. Brady jest potworem doskonałym nie dlatego, że jest super przenikliwym i podstępnym mordercą, ale dlatego, że jest… wybaczcie zwrot… zdrowo walniętym przeciętniakiem. Ponadto niezwykle ujmujące jest tak typowe dla autora dygresyjne gadulstwo. Bohaterowie rozprawiają na różne, często niezwiązane z wątkiem głównym, tematy, a czytelnik co rusz odnajduje rzeczy, które przecież jego też interesują, o których niedawno czytał, słyszał w wiadomościach i które opowiadał koledze.
Ciekawym momentem jest pojawienie się mercedesa, jako narzędzia zbrodni. Jako machiny, która pozbawiła zdrowia i życia niewinnych ludzi. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mimo iż pojazd był martwy i całkowicie zależny od kierowcy, autor chciał sentymentalnie nawiązać do upiornej „Christine”.

On ledwie ją słyszy. Wpatruje się w mercedesa. […] Jeśli gdzieś były duchy – prawdziwe duchy – to tam. I pewnie wrzeszczały.

„Pan Mercedes” nie znajduje miejsca na niedopowiedzenia i momenty zawahania. Jeśli słowo się rzekło, rzecz się wydarzy. Szalona gierka, dziki pościg z czasem, emocje sięgające zenitu i utrzymujące się od początku do końca. Powieść niesamowicie wciągająca, bardzo dobrze się czytająca i na pewno zapadająca na długo w pamięć. Podobnie jak „Cmętarz zwieżąt” „Pan Mercedes” pozostawia po sobie poruszenie i czysty zachwyt nad warsztatem.
Romans Stephena Kinga z kryminałem wypadł jak najbardziej pozytywnie.  Mam wrażenie, że autor tak dobrze przełożył potrzeby czytelnika na szablon powieści, że sprawdziłby się w niejednym gatunku.

Moja ocena 8/10

Agencja Reklamy Arte Studio