

„Siostra perły” (t.4)
„Siostra perły” jest czwartym tomem cyklu: Siedem sióstr
Współczesność.
CeCe, czwarta z sióstr D’Apliese, nigdzie nie pasuje. Przez ogromną dysleksję słowa jej nie sprzyjają. Ma problemy z pisaniem, czytaniem i właściwym wysławianiem się. Osobą, która jako jedyna rozumie ją bez słów, czyli w najkorzystniejszej dla niej formie, jest Star. Ta jednak po odnalezieniu biologicznej rodziny potrzebuje więcej przestrzeni na własne życie. Zagubiona CeCe decyduje się na podróż śladami, jakie zostawił dla niej Pa Salt. Trafia do zalanej upałem Australii.
Rok 1906.
Kitty McBride ma szansę odmienić swoje monotonne życie. Jako córka duchownego ma masę obowiązków związanych z rodziną i ludźmi pozostającymi pod opieką plebani. Pewnego dnia otrzymuje propozycję od zamożnej parafianki. Pani McCrombie chce ją zabrać w podróż do odległej Australii, w roli panny do towarzystwa. Kitty szybko dostrzega w tym szansę na przygodę życia. Nie podejrzewa, że na miejscu wpadnie w kleszcze braci bliźniaków. Spadkobierców fortuny poławiaczy pereł.
Tym razem dzika i nieujarzmiona Australia, która jest na równi piękna co niebezpieczna, porywa nasze serca ku wielkiej przygodzie i ogromnym emocjom. Dzieje się wiele zarówno po stronie współczesnej jak i w przeszłości, ponieważ obie bohaterki stają na rozdrożu życia i pierwszy raz mają samodzielnie pokierować swoją przyszłością.
Nie potrafię powiedzieć do której z bohaterek poczułam większą sympatię. Obie dopiero jakby stawiały pierwsze kroki w samodzielnym życiu. Kierują się sercem i instynktem. Popełniają błędy, gubią się i proszą o pomoc. Aż w końcu, po szeregu wydarzeń trafiają na właściwą ścieżkę, która dopiero po dłuższym czasie zamienia się w drogę, jaką mogą śmiało iść przed siebie.
Bardzo spodobała mi się przeszłość, w której został wiernie oddany rys historyczny Australii w czasach kolonialnych. Biali wręcz upierali się, że dadzą radę przeżyć w śmiertelnie niebezpiecznym interiorze. Niestety zamiast sięgnąć po pomoc tubylców, którzy doskonale wiedzieli, jak to zrobić, jak to już w historii się zdarzało, uciekli się do dyskryminacji rasowej. Aborygeni, rdzenni mieszkańcy tej surowej krainy, stali się służącymi białych państwa, którzy nie potrafili się odwdzięczyć niczym poza pogardą.
Bohaterki Lucindy Riley mają wspaniałą właściwość unieszczęśliwiania siebie i otoczenia. Uważam to za ogromną wadę, ponieważ odrobina egoizmu jest jak najbardziej zdrową cechą. Powodem jest oczywiście dziwnie pojęta moralność, która waży na ich całej przyszłości. Podobnie było i tym razem. Choć, jak dobrze wiemy albo przypuszczamy, i ta część kończy się happy endem, moim zdaniem niemądrym posunięciem było odsuwać ten moment o całe dekady tęsknoty i smutku. Po prostu nie lubię czegoś takiego.
Nie do końca podoba mi się również to, że autorka wsadziła wszystkie części w jeden szablon. To absolutnie piękne książki, ale nie dam rady czytać częściej niż jeden tom na kilka miesięcy, bo po prostu postęp fabularny zlewa się ze sobą. Pojawia się pewna monotonia, pomimo że każda część opowiada inną historię.
Podsumowując:
Wielka czerwona i bezlitosna australijska ziemia otworzy przed wami niesamowitą przygodę, historię piękną, niejednokrotnie wzruszającą. Swoją teorię o powtarzalności fabularnej potwierdzę lub zdementuję dopiero po przeczytaniu kolejnego tomu. Na razie zostawię ją w zawieszeniu.
„Siostra perły” opowie Wam o życiu dwóch niezależnych kobiet, które musiały same przed sobą udowodnić własną wartość i poszukując akceptacji popełniały liczne błędy. Były jednak na tyle inteligentne, że podchodziły do nich analitycznie i wyciągały z nich lekcje.
Moja ocena: 6/10