

„Sny Morfeusza”
18 +
Cassandra Givens od zawsze nie ma szczęścia do facetów. Jej przelotne romanse za każdym razem kończą się złamanym sercem, a wybuchowy charakter, impulsywność oraz zgryźliwe poczucie humoru często wpędzają ją w kłopoty. Przeprowadzka do Miami otwiera nowy rozdział w jej życiu, a rozmowa kwalifikacyjna o pracę marzeń ma stać się drzwiami do lepszego jutra. Niestety, nic nie idzie po jej myśli, a poznanie Adama McKeya — jej przyszłego szefa — komplikuje wszystko jeszcze bardziej.
Początek tej znajomości staje się źródłem fascynującego romansu, ale i dużych kłopotów. Cassandra traci głowę dla demonicznego Morfeusza. Między tą dwójką wybucha namiętność, nad którą nie potrafią zapanować. Adam vel Morfeusz wciąga Cassandę do gry, której zasady są bardzo proste, ale narażają oboje na ogromne ryzyko.
Książkę przeczytałam w ramach Book Tour organizowanego przez Literacki Świat Cyrysi.
Są książki, które zachwycają już samym wstępem. Powstaje między nimi a czytelnikiem chemia nie do odparcia. Są książki, które potrafią zmienić życie, nauczyć, pokazać inną perspektywę, pocieszyć. Są również takie, które służą czystej rozrywce. One straszą, porywają w wir przygód, bądź bawią, w zależności od gatunku. Omawiana pozycja nie należy do żadnej z tych grup. Ciężko, bo ciężko, ale udało mi się przebrnąć przez całe 100 stron. Po czym uznałam, że dalej to nie ma sensu. Posłuchajcie…
Już we wstępie, dokładnie w czwartym zdaniu dowiadujemy się, że bohaterka dostała okres. Źle się przez to czuje, więc przecież normalka, że dzieli się z nami tym istotnym faktem. Co więcej piąte zdanie jest jeszcze istotniejsze, bo jej tampon przecieka, ma kremową sukienkę i nie może skorzystać z toalety. Pech chciał, że akurat ktoś w niej uprawia seks. Same tragedie w miejscu, gdzie ma się odbyć jej rozmowa kwalifikacyjna…
Przyznajcie, daliście się wkręcić w ten szokujący ciąg zdarzeń, prawda? Powiem Wam tylko tyle, że im dalej tym jeszcze gorzej. Ale po kolei.
Cassandra – główna bohaterka powieści – jest młodą i podobno inteligentną absolwentką architektury. Cechuje ją kompletna niestabilność emocjonalna, brak jakichkolwiek zasad moralnych (o których często lubi opowiadać) i całkiem ciekawie postrzegany altruizm.
Adam McKey vel Morfeusz – główny bohater powieści – jest znerwicowanym, histerycznie wrzeszczącym na wszystkich bogiem seksu. Równie niestabilny emocjonalnie jak Cassandra popada od zachwytu po wściekłość w przeciągu jednego wypowiadanego zdania. Agresywny i wywołujący raczej litość, choć chciałby być podziwiany. No i zarządza wielkim majątkiem odziedziczonym po ojcu.
Nie wiem czy kiedykolwiek czytałam tak pozbawioną jakichkolwiek wartości, jakiegokolwiek sensu książkę!!!
Jak łatwo się domyślić to do tego rekina biznesu nasza bohaterka idzie na rozmowę kwalifikacyjną. I, mimo że Adam nazywa ją nieudacznikiem (ponieważ nie miała jego adresu mailowego), pracę otrzymuje. Jak się okazuje całkiem słusznie ją przyjął, bo Cass, kiedy jej zwrócić uwagę, że trzyma plan budynku do góry nogami, rzeczywiście całkiem nieźle sobie radzi z pracą architekta…
– Wybacz, ale ja nie bardzo znam się na takich projektach – odpowiadam szczerze i dopiero teraz dostrzegam, że to jednak ma sens. Dach, podłoga… To by nawet pasowało.
Nie będę wspominała jak żenująca była sama rozmowa kwalifikacyjna, kiedy to Adam odwrócony cały czas plecami do Cass jeździł na fotelu po gabinecie. Durnota goniła durnotę. Fabularnie książka leży tak nisko, że autentycznie poczułam, że każda ze stron jest marnowaniem mojego czasu. Bohaterowie są do tego stopnia nieokreśleni, jakby w każdej scenie czytało się o kimś innym. Cassandra miała niby być impulsywna, a zachowywała się jak osoba chora na dwubiegunowość. Schizofrenie. Nie wiem. Rozdwojenie jaźni? Wystraszona, za chwilę wściekła. Dominująca, za chwilę uległa. Zasadnicza, a później idąca w ciemną noc za obcym facetem, który nawet się nie przedstawił i uważająca, że jej się poszczęściło. Zdecydowana… Nie to jej nigdy nie wychodziło. Poprzysięgła nie rozkochiwać w sobie przyjaciela, po czym poszła z nim do łóżka z żalu. Postanowiła nigdy więcej nie zbliżyć się do szefa, po czym mało nie szczytowała od tego, że złapał ją za rękę. Jak się domyślacie po tym wstrząsającym fakcie postanowiła pozwolić mu na wszystko. W życiu nie czytałam niczego bardziej żałosnego, żenującego i uwłaczającego kobiecie. Cass jest antonimem jakiejkolwiek godności.
Kurwa mać! Przespałam się z nim… Cass, porąbało cię do reszty?!
I tak za każdym razem. Co chwilę…
Adam, jak mniemam, chciał się jawić jako tajemniczy, posiadający olbrzymią władzę i ciemną stronę obiekt uwielbienia. Tymczasem nie był nawet w połowie drogi. Nie znalazłam w nim poza urodą niczego, co mogłoby pociągnąć kobietę. Tworzy to z niego typowego narcystycznego bogacza. Nie wykazał się krztyną inteligencji, nie kontrolował swojej agresji, która wybuchała w najbardziej bzdurnych sytuacjach i biegał z ciągłą erekcją. Ktoś mu powinien powiedzieć, że to podlega leczeniu. Był nudny. I dziecinny… Facet, który uzasadnia swoje warunki tupaniem nóżką i krzyczeniem, że nie bo nie, a tak bo tak, zwyczajnie odpycha infantylnością. A! I depiluje klatę. Fuuuu!!!
Sceny seksu.
Maksymalny plastik, tona oklepanych zwrotów, zero czułości i poszanowania partnerki, brak budowania napięcia. Po prostu zdzieramy majtki i do roboty. Seks dla wyżycia, seks z litości, seks dla znaczenia własności, seks bo tak, seks, seks. I marna fabuła pomiędzy.
Nadmiar bluzgów w czasie aktów z literatury erotycznej uczyniły taniego pornola, a wykrzykiwanie co chwilę: o Jezu, o Boże w trakcie takich dosadnych scen było obrzydliwie niesmaczne. No i nie mogę zapomnieć o sławetnym tamponie. Tamponie, o którego tak bardzo martwiła się Cass. Jak się okazało niesłusznie, bo jej kochankowie szybko się z nim uwijali. Żadnemu nie przeszkadzał.
To tylko 100 stron!!!
Jeśli dalej zrodzi się jakaś głębsza więź, a pewnie tak, bo to przecież doskonale pasuje do szablonu, będzie to wyjątkowo wynaturzony związek. Żadne ciepłe uczucia nie pozwoliłyby mężczyźnie na takie traktowanie kobiety. Żaden, choćby minimalny, szacunek do samej siebie nie pozwoliłby kobiecie na kontakt z takim człowiekiem.
K.N Haner stworzyła pornograficzny romans między agresywnym mężczyzną z rozbuchanym ego, a głupią, niedowartościowaną kobietą i jej menstruacją. Nie skończyłam ksiażki, właściwie dotarłam do 1/4 scenariusza. I to była bardzo dobra decyzja, bo obawiam się, że im dalej tym poczucie ważności Adama i urojona godność Cass tylko by urosły. Nie ocenię jej, bo oceniam tylko całość, ale samo możecie sobie wysnuć jaka to by była ocena.
Jeśli opis pasuje Wam do przygód Greya i jego uległych, to uwierzcie, że Grey był dokładnie taki, jaki Adam chciałby być. Cokolwiek się działo nie można było mu odmówić klasy i zasadnej tajemniczości. Nawet jeśli ktoś go nie lubił. Tam gdzie Grey pytał o zgodę Adam brał prostacko siłą.
Wulgarna karykatura fascynacji seksualnej. Degeneracja jakichkolwiek wartości. Z przerażeniem myślę, że moje dziecko za kilka lat może po to sięgnąć. Odradzam i ostrzegam.
Kim ja właściwie dla niego jestem? Pracownicą? Kolejną naiwną cipką do pieprzenia?