„Srebrny łabędź”

Madison, okryta złą sławą dziewczyna z bogatego domu, trafia do nowej szkoły. Powodem jest ponowny ożenek jej ojca i w związku z tym zmiana miejsca zamieszkania. Nowa szkoła mogłaby być nowym początkiem gdyby nie fakt, że coś jest z nią nie tak. Mury przesiąknięte mrocznymi tajemnicami okazują się niezbyt bezpiecznym miejscem. Okazuje się, że kontrolę nad wszystkim trzymają członkowie tajemniczego Elite Kings Club. Wzbudzają oni ogólny strach, a Madison wpada w prawdziwe kłopoty, kiedy ich przywódca obiera ją sobie za cel.

Nie do końca mam ochotę ubierać tę opinię w zbyt wiele słów wstępu, więc od razu przejdę do sedna. Ponieważ początek w ogóle nie przypadł mi do gustu poddałam książkę testowi pierwszych stu stron. Ledwo przez nie przebrnęłam. Opinia dotyczy więc pierwszych stu stron.

To kompletnie absurdalna, naszpikowana bezsensownym wulgaryzmem książka o strasznie nieautentycznej patologi. Już sam fakt, że szkołą rządzi dziesięciu chłopaków, nad którymi nikt nawet nie próbuje zapanować i którzy naprawdę robią co im się podoba, jest warte popukania się w czoło. Wielkie tajemnice i groza sprowadzają się do chaotycznych gróźb i bezpodstawnych ataków. Nie odebrałam członków klubu jako tajemniczych, tylko zwyczajnie dzieciaków z przerośniętym ego i chorobą psychiczną.
Książka coś wygrała w moim rankingu. Chciałam ogłosić Madison najgłupszą bohaterką literacką, z jaką miałam przyjemność. W życiu nie spotkałam tak fatalnie napisanej postaci. Pełna sprzeczności, z niesprecyzowanym charakterem, bez szacunku do własnej osoby. Być może jestem zbyt konserwatywna na obecne wymagania, ale co robi dziewczyna w sytuacji, w której zostaje porwana, brutalnie potraktowana i molestowana seksualnie? Zobaczcie w poniższym cytacie:

Są rozdrażnieni, tajemniczy i apodyktyczni, ale przy tym… urzekający. I właśnie dlatego muszę się od nich trzymać z daleka. Zwłaszcza od Bishopa Vincenta cholernego Hayesa. Ten skurwysyn mnie pocałował! A… a mnie się to podobało.

A oto jak wygląda urzekający Bishop:

– Co ty wyprawiasz! […]
– To, na co mam, kurwa, ochotę. A teraz wyświadcz nam wszystkim przysługę i się przymknij.

Urzekające, prawda? To było tuż po tym podniecającym pocałunku. Nadmienić również trzeba, że powyższy bad boy pobił rekord Edwarda Cullena w głupkowatym gapieniu się na dziewczynę. Robił to przez jakieś 80% swoich wystąpień. Czułam się zażenowana, że ktoś może się przechwalać takim poziomem wyobraźni jaki posiada Amo Jones. Ciekawy był również fakt, że nikt wcześniej nie powiedział Madison, że kobieta, z którą się żeni ojciec, ma syna. Po prostu znalazła chłopaka w domu pozbawionym rodziców. W ogóle nie kojarzę, żeby przez pierwsze sto stron przewinął się tam ktoś powyżej trzydziestego roku życia.

Zapytana w trakcie czytania (możliwe, że głośnio komentowałam) dla kogo jest ta książka, nie potrafiłam odpowiedzieć. Do tej pory nie wiem. Nie mam pojęcia jaki target chciała zdobyć pani Jones, ponieważ nie nadaje się to ani dla młodzieży ani dla dorosłych. Wulgaryzmy i erotyka zdecydowanie nie są przeznaczone dla osób bardzo młodych. Jednocześnie nie da się ukryć, że historyjka o, przyznajmy to otwarcie, kompletnie nierealistycznych nastolatkach, pisana typowo nastoletnim, boleśnie prostym językiem nie zainteresuje żadnego „dorosłego”, który od lektury wymaga czegokolwiek. Także nie mam najmniejszego pojęcia komu mogłabym tę książkę na przykład podarować.

Nie potrafię znaleźć w niej najmniejszego choćby pozytywu. Fabuła nie pokrywa się z żadną emocją przedstawioną w opisie. Podobno później poziom erotyki wzrasta. Cieszę się, że nie dotarłam do tych fragmentów, bo dzieciaki uprawiające seks muszą być wyjątkowo niesmacznym fragmentem. Okropny styl literacki, przy którym nawet E.L James (nie mówię tu o erotyce) wysiliła się na więcej. Epatowanie pogardą, przemocą, nadużywaniem różnych substancji, wykorzystywaniem seksualnym – to wartości płynące z książki. A wśród tego zachwycona Madison, która w kółko powtarza jak bardzo jest wkurzona. Ja również się powtórzę – żenada.

Oceny nie będzie, bo nie przeczytałam książki do końca.

Nowe cele na dzisiejszy wieczór: odpicować się na maksa, upić się i znaleźć kogoś, o kogo będę mogła poocierać się tyłkiem.

Agencja Reklamy Arte Studio