Tak naprawdę mam na imię Hanna
Tak naprawdę mam na imię Hanna
„Tak naprawdę mam na imię Hanna”

Armia niemiecka przekracza granice okupowanej przez Sowietów Ukrainy. Tuż za nią wkracza Gestapo, mające wyczyścić ukraińską ziemię z Żydów. Rozpoczyna się krwawa rzeź.
Hanna Śliwka jest mądrą i wrażliwą czternastolatką, która wraz z rodzeństwem dopiero poznaje otaczający ją świat, rozpoczynając od zagłębiania sekretów rodzinnego Kwasowa. Gdy nieprzyjaciel uderza stają się wrogami we własnym domu. Dzięki przyjaciołom udaje im się zbiec do chatki w gęstym lesie, a później do jaskiń ukrytych pod pięknymi łąkami. Tak rodzina przeżywa wiele miesięcy walcząc z głodem, zimnem i chorobami.

Uważam, że nie ma czegoś takiego jak wojna widziana oczami dziecka, ponieważ na wojnie nie ma dzieci. Każde z nich natychmiast dorasta, stając się niejednokrotnie aktywnym uczestnikiem walki. Podobnie jest w przypadku Hanny, dziewczynki chłonącej z fascynacją swoje otoczenie, która nagle widzi spustoszenie, jaki rozsiewa strach przed okupantem.

Hanna opisuje wszystko w sposób bardzo ładny i tak oczywisty, jak oczywiste jest dla niej dziejące się zło. Przerażenie determinuje ją i jej najbliższych do wyrzeczeń i zachowania, jakie jej się nie śniły. Do głowy jej nigdy nie przyszło, że można robić takie rzeczy. Strach popycha do odwagi w chwili, gdy dominuje dławiący strach. Podsuwa pomysły, dzięki którym możliwe jest przeżycie w warunkach wykluczających jakąkolwiek egzystencję.

Dziewczyna mimo wszystko zachowuje swoją wrażliwość i empatyczne odbieranie otoczenia. Aktywnie pomaga przy młodszych dzieciach wykorzystując swoje artystyczne umiejętności, przeżywa pierwszą miłość, staje niemal oko w oko z nieprzyjacielem. Doświadcza zarówno zdrady jak i heroicznej odwagi. Sama poważa się na czyn bohaterski, gotowa zrobić wszystko co w jej mocy, żeby ratować życie rodzinie.

To króciutka książka, która naprawdę sprawia wrażenie pisanej przez bardzo młodziutką dziewczynę. W całym swoim okrucieństwie i bezlitosnej rzeczywistości jest łagodna, delikatna i tak wypełniona ciepłem i miłością jak to tylko było możliwe w tamtym okresie.
To właśnie stanowi jej fenomen.
Ludzie zepchnięci z powierzchni ziemi, chowający się jak najmniejsze ze zwierząt, zupełnie pozbawieni godności i jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa, okazują sobie więcej pozytywnych, dobrych emocji, niż ci na powierzchni. Starają się pamiętać na czym polegało życie i mimo wielu chwil wątpliwości nie przestają wierzyć, że kiedyś do tego życia powrócą.

Podsumowując:

To piękna książka, dzięki której po raz kolejny zostałam zaskoczona ukazaniem wojny z zupełnie innej perspektywy. Spisana niczym dziennik czternastoletniej dziewczyny na każdym kroku podkreśla wartości, jakimi powinniśmy się kierować. Pokazuje jak wiele mamy, jak szczęśliwe życie wiedziemy. I oczywiście mój ukochany motyw: tam dom twój, gdzie serce twoje. Nawet pod ziemią, w mokrej, kamienistej jaskini, znajdziemy swój dom, jeśli nasze serce będzie mogło przytulić serce naszych ukochanych.

Moja ocena: 8/10

„Nie chcę, żeby Tato nas dzisiaj opuścił. A jednak wiem, że tak musi się stać.
– Płacz to nic zdrożnego, Hanno – mówi, a ja bardzo mocno staram się powstrzymać łzy. – Płacz to jeden ze sposobów oddychania”.

Agencja Reklamy Arte Studio