„Zdążyć z miłością” (t.3)

Trzydziestoletnia Olga jest kobietą wykształconą, majętną i atrakcyjną. Zmagając się z życiowymi problemami – chorobą i miłosnymi niepowodzeniami – stara się nie okazywać uczuć. Ale to tylko gra pozorów. Kiedy poznaje Kamila, samotnego ojca ośmioletniej Faustyny i czteroletniego Maksia, niespodziewanie odkrywa miłość. Zakochuje się w mężczyźnie z wzajemnością.
Dzieci Kamila całym sercem akceptują Olgę, a ona sama dostrzega w nich dar od losu. Wkrótce para się pobiera, ale czy nowa rodzina wypełni miłością puste miejsca w sercu Olgi?

„Zdążyć z miłością” jest trzecim tomem cyklu Konkurs na żonę, który to śledziłam z zadziwiająco zapartym tchem. Zadziwiająco, ponieważ bardzo rzadko powieść obyczajowa wywołuje we mnie tak wiele różnorakich emocji i napięcia.
W omawianym tomie dzieje się coś, z czym nie spotkałam się jeszcze nigdzie indziej. Co powiecie na to, że główni bohaterowie stają się tymi trzecio, a nawet czwartoplanowymi, natomiast epizodyczny czarny charakter, do tej pory działający gdzieś tam w tle, wysuwa się na czołówkę?

Olga, niegdyś obsesyjnie zakochana w Hugonie, przechodzi przemianę życiową. Wychowana i żyjąca w dostatku, po przebytej chorobie, z której mogła nie wyjść, odkrywa jakie naprawdę są jej priorytety i że mając wszystko nie miała nigdy tego, czego potrzebuje najbardziej. Skomplikowana sytuacja rodzinna wychowała ją na równie skomplikowaną osobę. Z zewnątrz twardą i rzeczową bizneswoman, wewnątrz delikatną, łaknącą miłości dziewczynę. Nie potrafi się odnaleźć póki nie poznaje rezolutnej Faustynki, a chwilę później jej błękitnookiego taty.

Olga i Kamil są totalnymi przeciwieństwami. Ona nie ma dzieci, dla niego są całym światem. Ona jest milionerką – on skromnym nauczycielem. Ona ateistką – on zapalonym katolikiem. Ona z powagą przyjmuje życie – on śmieje się i żartuje kiedy tylko może. Czy to zagra? Czy Dwójka ludzi po traumatycznych przejściach przetrze do siebie szlak?

Czasem życie jest naprawdę do dupy. Ale czego się trzymam? – zawiesił głos. – Chwil, które nie są do dupy. Cała sztuka polega na tym, by umieć je dostrzec.

Zaintrygowało mnie takie podejście do zamknięcia cyklu i przyznam, że spodobało mi się. Chociaż książka ma zarówno plusy jak i minusy, a ja nadal czuję lekki niedosyt w związku z historią Łucji i Hugo, których strasznie polubiłam. To było coś naprawdę nowego, co myślę wkupi się w łaski czytelników bez najmniejszego problemu. Przekładając na język fantasy Beata Majewska pozostając w tym samym uniwersum przeniosła akcję na inny, nie tak odległy jego rejon.

To momentami strasznie gorzka, dużo poważniejsza niż dwie poprzednie części, opowieść o tym jak bardzo ulotne jest szczęście. Jak niestabilne jest nasze życie, choć wydaje nam się, że jest dokładnie na odwrót. Uczy łapać codzienność pełnymi garściami. Jest dokładnie taka jak historia niejednego z nas. Płynie łagodnie i powoli. Nic nie zapowiada nadchodzących wydarzeń, nikt nie jest na nie gotowy. Aż nagle następuje punkt zwrotnym, który bezpowrotnie wywraca wszystko do góry nogami. Z rąk wypada nam wszystko, co kochaliśmy, los zmusza do zbudowania całego jestestwa od początku. To bardzo emocjonujące, pochłaniające czytelniczo chwile.

Żeby nie było tak przytłaczająco, powiem, że mimo wszystko książka przesiąknięta jest świetnym poczuciem humoru tak typowym dla tej serii. Nie zabawnymi wypadkami, które się zdarzają bohaterom, ale takimi życiowymi dyskusjami o śmiesznym finale i żarcikami serwowanymi przez jednego z bohaterów. Brawo za stworzenie takiej fajnej postaci jak Kamil. Mądrej, zabawnej i ciepłej. Niezgorzkniałej mimo tak wielu przejść.

Na minus działa ilość tekstu. W 352 stronach dzieje się naprawdę wiele. Mimo że u bohaterki upływa kilka miesięcy, my mamy na to zaledwie kilka stron. Nie potrafiłam odczuć upływu czasu. Miałam wrażenie, że scena wskakuje za sceną. Nim otrząsnęłam się z jednego pojawiało się następne. Prawdopodobnie dlatego nie zaakceptowałam wejścia na scenę Konrada. Mimo iż jako odrębna postać był naprawdę świetny, dla mnie do samego końca był jedynie substytutem.
Zabrakło mi również tak kultowych postaci jak babcia Zofia, czy rodzice Hugo. Choć Sabinki bardzo starały się stworzyć ciekawe tło, nie było to już to samo.

Mimo kilku wad książka naprawdę warta jest uwagi. Nie wyobrażam sobie zamknąć cyklu nie zerkając na wszystko z perspektywy szukającej miejsca w życiu Olgi. Myślę, że jako kobieta sukcesu może imponować nam inteligencją, zaradnością i wielowarstwowością. Trzeba ją długo odkrywać, żeby móc w pełni poznać.
To dobre zakończenie tej trylogii, która tak nas bawiła, wzruszała i uczyła. Otaczała nas ciepłem, poczuciem więzi rodzinnych i namacalną wręcz miłością. Ukazanie prawdziwego oblicza kobiety będącej do tej pory wyrachowanym czarnym charakterem, spowiedź zagubionej w emocjach, samotnej osoby, dały jedno z najoryginalniejszych finałów.

I do tego ten cytat. To jedne z najpiękniejszych słów o miłości jakie czytałam. Oczywiście ułożone w kontekście całej wypowiedzi brzmią jeszcze lepiej.

Miłość ma tyle twarzy ilu ludzi ją czuje. A każda z nich jest na swój sposób piękna.

Wątek romantyczny: 6
Poczucie humoru: 8
Dramatyzm: 8

Moja ocena: 7/10

Agencja Reklamy Arte Studio