

Moje hobby, czyli…
…co robię, kiedy nie muszę robić nic 😉
Uruchamiając Kanapę miałam w zamyśle full professional. Żadnych bzdurnych pogaduch, żadnego lania wody i kwiczenia nad pięknem wiosny i znojami deszczowej jesieni. Słowem: książki, kultura.
Ale już dłużej nie mogę! I żebyście mnie źle nie zrozumieli, nie chodzi o to, że książki mnie znudziły, bo to nadal coś, dzięki czemu lżej oddycham (w końcu powstały z drzew 😉 ). Ja po prostu poza książkami prowadzę jeszcze jakieś życie i nie jest to wcale ponure egzystowanie! Poza tym jestem kobietą, więc gadanie o bzdurach to moja druga natura.
Postanowiłam przełamać zasadę „jak nie chcesz pisać o czymś mądrym to milcz”. To bardzo zła zasada. Zrozumiałam to ostatnimi czasy, kiedy w moim życiu wszystko staje na głowie, mam potrzebę mówienia o tym, ale ciągle się powstrzymuję, ciągle upominam, że to nie na temat i codziennie ryzykuję końcowym szaleństwem. I żeby nie przeholować na samym początku tych zmian dzisiaj napiszę o… uwaga, uwaga… książce 😀
Otóż na pytanie co robisz (w wolnym czasie) mogłabym śmiało odpowiedzieć „książka”. Jedno uniwersalne słowo doskonale ujmujące moje ukochane zajęcie obejmuje aż trzy czynności. Czytanie, recenzowanie i pisanie. Dla znających mnie z poprzedniego bloga nie będzie to żadna nowość, ale większość Kanapowiczów nie ma pojęcia, że moim najśmielszym marzeniem jest wydanie własnej książki. Tworu mojej wyobraźni, czyli w moim odbiorze czegoś totalnie osobistego.
Pracuję sobie nad nią już od dawna (nawet bardzo dawna). Zaliczyłam ostatnio długą przerwę. Kilka miesięcy, w skład których weszła ciąża i początki macierzyństwa naznaczyły się pauzą w fantazjowaniu na tematy inne niż moje własne życie. Teraz ja, mój mąż, Maleństwo i Dziewięciolatka pięknie się ze sobą poukładaliśmy. Wpadliśmy w (konieczną w okresie niemowlęcym) spokojną rutynę, a ja znowu zaczynam sobie wyobrażać. Wyobraziłam sobie nawet kolejne kilkanaście stron.
I wiecie co?
Uwielbiam to robić!!
Na godzinę w porywach do dwóch kompletnie odrywam się od codzienności, a jak już do niej wracam mam takiego kopa energetycznego, że sprzątam, gotuję, tulę, rozmawiam, matkuję i żonuję (?!) z dziesięciokrotnie większym zapałem.
Obecnie pracuję nad tytułem, ale wszystkie „genialne pomysły” niestety okazują się już dawno wydrukowane. Zawsze miałam problem z nadawaniem nazw. Imię Maleństwu nadał Tatuś 😀
Tak więc oto poznaliście moje guilty pleasure, które przestało być tajemnicą 🙂 Bo i po co miało by być!
Mielibyście ochotę dowiedzieć się czegoś więcej na temat mojego drugiego hobby? Czy bylibyście zainteresowani, gdybym od czasu do czasu podrzuciła jakiś fragment do Waszej oceny?
Podzielcie się w komentarzach czym Wy lubicie się zajmować, kiedy możecie poświęcić czas tylko sobie.
Pozdrawiam cieplutko!!
M.