"Spotkamy się pod drzewem ombu"
Wspaniała saga rodzinna, wzruszająca opowieść o miłości i przebaczeniu, osadzona w realiach współczesnej Argentyny.Sofia dorasta w bogatej rodzinie na wspaniałym ranczu w Argentynie. Wraz z kuzynem Santim bawi się wśród potężnych konarów drzewa ombu, które ma magiczną moc spełniania marzeń. Kiedy Sofia dorasta, powierza drzewu swój sekret – miłość do Santiago. Po latach marzenie się spełnia a przyjaciele z dzieciństwa zostają potajemnie kochankami. Kiedy rodzice Sofii odkrywają, co się dzieje, ze strachu przed hańbą wysyłają dziewczynę do Europy. Zakochani po raz ostatni spotykają się pod drzewem ombu, przyrzekając sobie wierność. Oboje nie wiedzą, czy jest to pożegnanie na kilka czy kilkanaście lat… A może na całe życie?
Nie wiem jak u Was, ale moja pierwsza myśl i pierwsze pytanie odnośnie książki pojawiła się już po przeczytaniu tytułu 🙂 A brzmiało następująco: Co to ombu?? Mało inteligentnie, ale nie miałam pojęcia 🙂 No poza tym co w tytule, czyli że to drzewo! Otóż po sprawdzeniu na internecie mogę Wam tylko napisać, że rośnie w Argentynie 🙂 Tylko hiszpańskojęzyczne strony udzielają więcej informacji. Ale to bardzo piękne drzewo. Jego rozłożystość możemy podziwiać na okładce powyżej natomiast ciekawszym widowiskiem są korzenie, które pokazuje poniżej 🙂 Nic dziwnego, że dzieci w książce kochają się na nie wspinać prawda?
A teraz już do rzeczy. Dlaczego tak długo czekacie na kolejną recenzję? Bo po wszystkich wakacyjnych lajtach, czyli dla niewtajemniczonych książek nie wymagających zbyt wiele (o ile w ogóle) myślenia, wybrałam około 800-stronicową powieść Santy Montefiore.
„Spotkamy się pod drzewem ombu” to fantastyczna saga rodzinna rozgrywająca się w Argentynie. Śledzimy losy Sofii Solanas, która na pewno zaprzyjaźniłaby się z moją Kate! Jest nieprzewidywalną chłopczycą, która nie zna żadnych granic i żyje dokładnie tak jak chce zawsze chcąc być w centrum zainteresowania. Patrzymy jak dziecko przeistacza się w dziewczynę dorastającą w fantastycznej beztrosce w towarzystwie licznego rodzeństwa i kuzynostwa. Poznajemy wszystkie jej wady i zalety (wad jest chyba więcej, ale właśnie za to ją kochamy) Przenikamy jej charakter, myśli i uczucia. Obserwujemy jak dziewczyna zmienia się w kobietę, która odkrywa tajniki dorosłości. Kaczątko staje się w łabędziem. Z napięciem śledzimy jej rozkwitające piękne uczucie, którym obdarza kuzyna i najlepszego przyjaciela jednocześnie – Santiago. W końcu cieszymy się i rumienimy, kiedy Santi je odwzajemnia. Bo trzeba przyznać, że to piękna miłość. Najpiękniejsza. Wcale nie polegająca na fizycznym oddaniu, które również następuje, ale głębokiej przyjaźni i olbrzymim poczuciu przynależności. Niestety jak już wiecie są blisko spokrewnieni. To bardzo, ale to bardzo zakazane uczucie. I tutaj zaczynają się schody. Schody, których młodzi kochankowie nie są w stanie pokonać mimo uczucia, które rozsadza ich na kawałki. Sofia jest zmuszona opuścić ukochany kraj i drogą różnych powikłań i wydarzeń wraca do niego po ponad dwudziestu latach jako żona i matka.
Jest to książka o decyzjach. Ciężko mi to ująć w słowa, ale o decyzjach złych, pochopnych i wymuszonych. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale ukazuje co się stanie jak świadomie i poniekąd dobrowolnie wybierzemy nieodpowiednią drogę. Co by się stało, gdyby Sofia wróciła do domu po wyznaczonym czasie? Pokonałaby wszystkie przeszkody i była z najukochańszym człowiekiem pod słońcem. Los zgotował jej jednak inna drogę. Trudną i naznaczoną wielką tęsknotą. Drogę na której poznała wielu cudownych ludzi, przeżyła piękne chwile, ale tylko w ułamku. Jej myśli, dusza i serce pozostały w Argentynie. Juz zawsze przyjdzie jej czegoś żałować. Kiedy pojawiła się na powrót w rodzinnym domu jako dorosła, uporządkowana kobieta uroniłam niejedną łzę. Znałam całą jej rodzinę i nie mogłam powstrzymać wzruszenia widząc jak rodzice stali się dziadkami, a bracia i siostry rodzicami. Wiem, że to najnaturalniejsza kolej rzeczy, ale obserwując losy jakiejś familii czuję się taką magię… I znowu ta książkowa magia 🙂
Niechlubnie przyznam, że do tej pory miałam niewielką wiedzę na temat Argentyny, ale po przeczytaniu książki wiem jak wygląda, wiem jak smakuje i czuję jak pachnie. Czytając chciałam powierzyć swoje marzenia potężnemu ombu, galopować na kucu po zalanej słońcem argentyńskiej pampie, patrzeć w bezkresny, równinny horyzont drżący od gorącego, wilgotnego powietrza i napić się whisky z szurniętym dziadkiem Odwayerem 🙂 Przez kilka dni byłam w Argentynie. Pomieszkałam w kamiennicy w Buenos Aires i goniłam wiatr na pampie w Santa Catalina.
Wiem na pewno, że dwie z was zrozumieją o czym mówię pisząc, że to „książka słów”. Tak jak w „Jeźdźcu miedzianym” miałyśmy Kamę i białe leningradzkie noce, Pola Marsowe ( i inne dziesięć milionów zjawisk, uczuć, miejsc i przedmiotów) tak tutaj pampa, Santa Catalina, Sofia, Santi i na końcu nawet niepozorna Maria ściskają za gardło.
To również bardzo mądra książka. No bo opowiada o życiu w końcu…
?Życie jest zbyt krótkie, aby żałować straconych szans i złych decyzji”
Czy bohaterowie nie mają poczucia, że utracili jedyną szansę na szczęście? Oczywiście, że tak. Czy cierpieli z tego powodu? Piekielnie. Myślę, że tak naprawdę nigdy nie odżałowali, że ich życie potoczyło się tak, a nie inaczej mimo że potoczyło się nie najgorzej.
Ale…
?Nie myślał o jutrze, bo po co tracić energię na coś, co może nigdy nie nadejść? Nie zastanawiał się nad minionym dniem, bo ten należał już do przeszłości i nic nie mogło tego zmienić. Teraźniejszość jest jedyną rzeczywistością, więc aby osiągnąć trwałe szczęście, należy żyć chwilą i nie martwić się tym, czego już albo jeszcze nie ma.?
Nie w każdym przypadku, ale to dobre wyjście. Cieszyć się tym co mamy, bo dobre rzeczy pomagają przetrwać złe.
Mimo, że sporo zdradzam nie czuję jakbym spoilerowała, bo to tylko bardzo ogólny zarys. Chciałam opowiedzieć o poziomie trudności/łatwości książki, ale zdradzę to na przykładzie. Fabuła się rozkręca fajnie i szybko. Z początku nie znając osób i miejsc troszkę się pogubiłam, bo kilka razy autorka skakała: przeszłość, przyszłość, teraźniejszość. I tu zabawna przestroga. Nie próbujcie zapamiętać imion wszystkich bohaterów. Ja się prawie popłakałam, kiedy chciałam ogarnąć kto jest czyim bratem, żoną, matką, kuzynką, dzieckiem… No ciężko! Wystarczy, że zapamiętacie wszystkich głównych bohaterów 🙂 Zaczęłam czytać ciekawa kolejnej sagi rodzinnej. Strasznie lubię takie opowiadania. No i przeczytałam pierwsze sto stron ciesząc się, że to w sumie taka lekka książka o niczym konkretnym. Ot tak obserwujemy sobie czyjeś codzienne obowiązki, pasje, żale i radości. Ale po tych stu stronach nagle odkryłam, że nie potrafię się oderwać! Za każdym razem jak ją odkładałam ciągle myślałam co będzie dalej. Zżerała mnie ciekawość. Więc polecam powieść fajną, przepiękną książkę, wciągającą, przewidywanie zaskakującą, pouczająca, smutną i wesołą.
Jak najbardziej nadaje się zarówno na długie zimowe, jak i wesołe letnie wieczory. I dni 😉