W końcu na temat

Cześć!

Dzisiaj o tym, co było podstawą i fundamentem założenia MyStory, a czego ostatnio brak.
Opowiadania.
Wielu z Was zapewne mruknęło sobie „no nareszcie” i słusznie. Niestety nie mam dla Was najlepszych wieści.

Jak już niejednokrotnie zwracałyście uwagę moje wypociny ewoluowały. Nie twierdzę, że stały się lepsze czy gorsze, bo to kwestia indywidualnego odbioru, ale na pewno są inne. Przestały być romansidłami i chociaż bardzo staram się utrzymać je w takiej formie, chyba zaczynam przejawiać tendencje do dramatu (nie mylić z dramatyzowaniem).

Ewolucja dopadła mnie w każdym calu zarówno pod względem prywatnie osobistym, jak i ambicjonalnym. Przez ostatnie miesiące moje priorytety lawirowały poszturchując się bez ładu i składu, doprowadzając mnie do kompletnego ogłupienia aż w końcu powiedziałam dosyć. Tupnęłam nogą, mało elegancko wypięłam się na wszystko i w końcu udało mi się wyciszyć. Zebrać myśli i poszufladkować je w odpowiednie kategorie, odważyć się.
Ponieważ z natury jestem istotą chaotyczną pewnie za kilka chwil znowu do mojej głowy zawita hałas, jednak to co ułożyłam leżeć będzie.
Zwykle wiosna stawia takie punkty zwrotne, w tym roku przyszły wraz z latem. I nie moje jasnowidzące, opowiadania nie znikną 😉

Rozpoczęłam/rozpoczęliśmy pracę nad nowym projektem. Nad nową/starą pasją, która tutaj próbowała się bezskutecznie przebić. Tak ważną, jak swego czasu ważne było MyStory. Póki nie przybierze odpowiedniej formy nie chcę zdradzać szczegółów, ale już teraz wiem, że z radością Was tam ugoszczę.
Mam nadzieję, że uda się „to” odpalić już jesienią. I nie robię wielkich tajemnic, po prostu jestem zabobonna i nie chcę zapeszać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie wyrażał część mnie, której brakło tutaj. Wymaga bardzo dużego nakładu pracy i kreatywności, która świętuje u mnie swoje wzloty i upadki, więc, chociaż trochę w ciemno, ściskajcie kciuki.

Co z opowiadaniami?
Chwilowo zawisły w próżni. Co mogę powiedzieć „na pewno”, to to, że zmienią formę.
Nie jestem w stanie publikować regularnych rozdziałów, wyleciałam z rytmu już dawno temu, tylko potrzebowałam czasu, żeby przestać się z tym szarpać i po prostu pogodzić.
Druga kwestia jest taka, że moje opowiadania są jakby nie patrzeć powieściami i z mojej strony zasługują na coś więcej niż rozdzialiki, z których nic nie wynika.
Ponieważ i tak publikuję rzadko, będę to ujmowała w większe fragmenty. Nie pytajcie jak duże, bo utnę taki kawałek jak mi się wątek skończy. Teraz jeden rozdział zajmuje od dwóch do trzech stron a4. Myślę, że urosną dwukrotnie. Tak plus minus.
DOM będzie teraz leciał większymi fragmentami. Być może wolicie czytać mniejsze, a ja wcale tego nie bronię. Długi tekst też możecie sobie podzielić na etapy i dzięki temu będziecie mieć jakby dwa rozdziały w jednym czasie 😉
Pozwoli mi to też na łatwiejsze manipulowanie fabułą. Jeśli na entej stronie wpadnę na inny pomysł będę się mogła cofnąć kilka kroków i przygotować sobie grunt pod niego. Teraz takie rzeczy spadały z nieba i rozwalały spójność.
Zobaczymy jak to będzie, nie zarzekam się, że tak zostanie już na zawsze. Na pewno tym trybem będę chciała zakończyć DOM, a jak to się sprawdzi czas pokaże.

Zachęcam Was do aktywniejszego udziału we wpisach niezwiązanych z powieściami. Czasami mam natłok myśli, czasami wpadnę na pomysł prostej zabawy i nawet przewiduję za nią nagrody… Tak, tak, tak. Nasze nowe wyzwanie. Przypominam, że nagroda pofrunie do najaktywniejszej/najaktywniejszego, bo mam nadzieję, że panowie też Polaków czytają.

Tymczasem pozdrawiam.
Uważajcie na słońce i w ogóle trzymajcie się w zdrowiu.
M.

PS. Ostatnio dotarła do mnie informacja, że żeglując na mazurskich jeziorach trzeba uważać na… pływające łosie. Także miejcie się na baczności. Bezpieczeństwo przede wszystkim!

Agencja Reklamy Arte Studio